Zbadanie nośników, które mogą zawierać nagrania podsłuchanych rozmów, prokuratura zleciła ABW (a część Centralnemu Laboratorium Kryminalistycznemu Komendy Głównej Policji). Jak powiedziała „Rz" prokurator Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, taka jest praktyka w sprawach, w których wchodzi w grę kwestia tajemnicy państwowej.
Jednakże w śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej, dużo ważniejszej, prokuratura korzystała z potencjału m.in. Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna, którego renoma i niezależność nie budzą wątpliwości. Walor takich instytucji polega na tym, że nie są zależne od czynników rządowych i przez to nikt nie może kwestionować wyników pracy specjalistów tam pracujących.
Czy zatem tak drażliwe dowody jak nośniki z nagraniami ze sprawy taśmowej powinna badać ABW – instytucja kontrolowana przez rząd? Stwarza to ryzyko, a przynajmniej podejrzenia, że zdobyte informacje ABW może przekazywać przełożonym: szefowi MSW, premierowi. A ci mogą je wykorzystywać politycznie. Czy nie powinien więc nagrań badać jakiś instytut, żeby uniknąć podejrzeń o manipulacje czy ich zniszczenie?
Nośniki podsłuchanych rozmów są dowodem w śledztwie, zatem ich zbadanie powinno być przeprowadzone przez powołanych przez prokuratora biegłych.
Niezależność prokuratury zyskałaby, gdyby „polityczne" taśmy badał np. instytut