Młody absolwent co najmniej dwóch wyższych szkół pozwał Wyższą Szkołę Społeczno-Ekonomiczną w Warszawie. Zarzucał uczelni, że trzyletnie studia licencjackie ekonomii, które tam skończył, były prowadzone na niższym poziomie, niż to wynikało z zapowiedzi.
Rozpoczął na WSSE sobotnio-niedzielne licencjackie studia zaoczne, a okazało się po piątym, przedostatnim semestrze (po kontroli Państwowej Komisji Akredytacyjnej), że są to studia eksternistyczne - w powszechnej opinii o niższym prestiżu. Studia miały niższy, niż się spodziewał, poziom (zamiast normalnych wykładów oglądali profesorów na monitorach) i prestiż - przez co miał utrudnione kontynuowanie studiów magisterskich oraz trudności ze znalezieniem pracy. Przechodząc na studia magisterskie ekonomii, miałby więcej różnic programowych do nadrobienia - i więcej do zapłaty (ok. 5 tys. zł). Magisterium w końcu uzyskał, ale z resocjalizacji.
Zażądał od szkoły 100 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia za krzywdy moralne (stres, nerwy itp.), ale kwot tych wyraźnie nie rozróżnił.
Pytany przez sąd, jakie postanowienia umowy szkoła naruszyła, odpowiedział, że przede wszystkim minimalne standardy wymagane przez prawo od wyższych szkół, co wytknęła Komisja Akredytacyjna.
- Mamy niewątpliwie do czynienia z bardzo zdolnym człowiekiem. Ubolewać należy tylko, że przyjął tak niekonwencjonalną formę zarobkowania - replikował adwokat Janusz Siemiński, pełnomocnik szkoły.