– Jesteśmy zdeterminowani, aby być pracodawcą pierwszego wyboru w sektorze handlowym – deklaruje Tomasz Dejtrowski, dyrektor ds. wynagrodzeń i świadczeń w spółce Jeronimo Martins Polska, która jest właścicielem sieci Biedronka, lidera handlu detalicznego w Polsce.
Zaznacza, że spółka regularnie dokonuje przeglądu wynagrodzeń i świadczeń pozapłacowych dla pracowników. W efekcie tych analiz od stycznia 2018 r. JMP podniosła pensje pracowników sklepów od 200 do 550 zł brutto w zależności od stażu pracy, lokalizacji oraz stanowiska. To już czwarta podwyżka od 2016 roku. Taka polityka to efekt głębokich zmian na rynku pracy. O ile jeszcze kilka lat temu o pracowników (nie tylko w branży handlowej) nie było trudno, o tyle obecnie brakuje nie tylko specjalistów, ale także chętnych na niższe stanowiska. A to powoduje presję płacową. Sieci handlowe odczuwają to szczególnie w dużych miastach, w strefach ekonomicznych i w zachodniej części kraju.
– W handlu największe zapotrzebowanie jest właśnie na osoby na najniższych stanowiskach – przede wszystkim sprzedawców – zaznacza Magda Tarkowska z firmy rekrutacyjnej Michael Page. Dodaje, że właśnie w tej grupie zauważalna jest szczególnie wysoka fluktuacja kadr. By zatrzymać tę rotację, wiele przedsiębiorstw zrewidowało swoją politykę wynagrodzeń; podniosło płacę pracownikom na niższych stanowiskach oraz wprowadziło dla nich dodatkowe benefity, w tym karty sportowe czy prywatne ubezpieczenia.
Z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń prowadzonego przez firmę Sedlak & Sedlak wynika, że w 2017 r. mediana wynagrodzenia na stanowisku kasjer-sprzedawca sięgnęła 2,4 tys. zł brutto (mediana oznacza, że połowa zarabia mniej, a połowa więcej). To o 20 proc. więcej niż dwa lata temu. Z kolei według analiz Michael Page średnie wynagrodzenie sprzedawcy wynosi od 2 tys. zł do 3,8 tys. zł brutto, a jego wysokość zależy m.in. od doświadczenia pracownika oraz lokalizacji sklepu. W dużych miastach, takich jak Warszawa, Kraków czy Łódź, zarabia się nieco więcej.