Decyzja polskich władz, która pozwoliła na upust tej euforycznej chęci do walki zakończyła się tragicznie. Oczywistym jest, że nie powinniśmy lamentować nad zabytkowymi kamienicami bądź świetlistymi warszawskimi ulicami. Wraz ze zniszczeniem Warszawy zniknęła przeszłość i dusza Polski. Ostatni podryg polskiego patriotyzmu okazał się dance macabre nie tylko dla ówczesnego pokolenia, ale przede wszystkim dla pokoleń przyszłych.
My, kolejne pokolenia Polaków, zostaliśmy pozbawieni tysięcy naszych potencjalnych autorytetów. Na rzecz czego straciliśmy naszą najlepszą młodzież? Czy ta niewyobrażalna tragedia ma jakiś sens dla dzisiejszego dwudziestolatka?
Wydaje się, że odpowiedź jest równie prosta jak smutna. Otrzymaliśmy w zamian kolejny byt abstrakcyjny, bohaterów, którzy w założeniu powinni być dla nas wzorem. Tak jak dla tych młodych ludzi ginących z rąk niemieckich żołnierzy wzorem patriotyzmu byli powstańcy styczniowi, a z kolei dla nich powstańcy listopadowi. Szalony łańcuch narodowych porażek, które próbujemy za każdym razem gloryfikować. Poprzez to, że nie chcemy widzieć błędów naszych przodków popełniamy je ponownie. Rację miał Stanisław Cat – Mackiewicz, który stwierdził, że przysłowie "Mądry Polak po szkodzie" jest niestety nadmiernie optymistyczne.
Z przykrością należy stwierdzić, że w tej kwestii nic się nie zmieniło. Przy okazji tegorocznej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego szum wokół tego wydarzenia ponownie nabrał wiatru w żagle. Jednakże, próżno w tym całym medialnym zgiełku znaleźć głos rozsądku, który zwracałby uwagę na ówczesną oraz dzisiejszą mentalność. Czy w naszych ruchach politycznych zastanawiamy się nad ich wszelkimi konsekwencjami? Wydaje się, że ciągle mamy na nosie różowe okulary i widzimy świat nie takim jakim on jest, a przez to nawet nie zdajemy sobie sprawy z błędów, które popełniamy. Nasz wrodzony romantyczny patriotyzm doprowadził nas do śmierci i kolejnej okupacji.
Szczere uczczenie pamięci Powstania Warszawskiego to opowieść bez wyniosłych frazesów. Media zalewają nas wykrzyknikami i hiperbolami. W tym wyścigu figur retorycznych niewątpliwie palmę pierwszeństwa należy przyznać hasłu “honor”. Pojęcie honoru w polskiej kulturze jest niezwykle nadużywane. Na honor powoływał się Józef Beck, który w maju 1939 roku swoim przemówieniem wepchnął II Rzeczpospolite jako pierwszego aktora na scenę II wojny światowej. Beck przykrył honorem swój brak zdolności politycznych. Ale honor Warszawy w sierpniu i październiku 1944 to honor prawdziwy, który miał rzeczywiste pokrycie w krwi i śmierci. Jednak oba odcienie tego samego miały podobne skutki. Honor w obu przypadkach doprowadził nas do niewyobrażalnej klęski.
W tym kontekście warto przyjrzeć się naszym południowym sąsiadom - Czechom. Od Czechów różnimy się poczuciem honoru. Mimo tego, że oba narody przeżywały cierpienia od tego samego okupanta to jednak społeczeństwa reagowały inaczej. My nie mogliśmy znieść niemieckiego ciemiężcy, a oni potrafili swe cierpienia łagodzić. W Pradze nie została naruszona działalność gospodarcza, naukowa czy nawet kulturalna. Prasa czeska ukazywała się jawnie i regularnie w czasie, gdy nasza była tylko potajemna. Polacy zarzucą Czechom tchórzliwość. Jednak w mojej ocenie to kalkulacja i zdrowy rozsądek. W wyniku decyzji podejmowanych z pobudek honorowych Polacy stracili stolicę, patriotyczną młodzież oraz, co najważniejsze, nadzieję na poprawę sytuacji.