Pisaliśmy wówczas, powołując się na słowa generała Wojska Polskiego, że armia od początku starała się ukryć okoliczności tragedii w Afganistanie, w której zginęli cywile. Oficer wyjaśnił, że początkowo sprawę chciano zatuszować na poziomie dowództwa w Afganistanie, potem już w kraju. Zresztą resort obrony wydał komunikat na temat całego zdarzenia dopiero kilka dni po incydencie i to pod presją mediów. W komunikacie MON z 23 sierpnia można przeczytać między innymi, że 16 sierpnia „mina uszkodziła transporter Rosomak. Polscy żołnierze zostali ostrzelani (...). W wyniku wymiany ognia pomiędzy terrorystami a naszymi żołnierzami doszło do ofiar wśród ludności cywilnej, a kilka osób odniosło rany”.
Tymczasem na miejscu w Afganistanie pracował prokurator.
– Można być pewnym, że MON miało już pełną wiedzę, że nie było wymiany ognia – mówi wysoki oficer, chcący pozostać anonimowy.
– Komunikat powstał na podstawie meldunku, który dotarł do nas z bazy w Wazi Khwa. Zresztą prokuratura ustaliła, że podejrzani żołnierze od początku mataczyli w śledztwie – tłumaczył w listopadzie Jarosław Rybak, rzecznik prasowy byłego ministra obrony Aleksandra Szczygły.
Jednak, jeśli potwierdzą się zeznania żołnierzy, że kilka dni po zdarzeniu pełną wiedzę na temat ostrzelania wioski miał dowódca polskiego kontyngentu w Afganistanie gen. Marek Tomaszycki i obiecał uczestnikom zdarzenia, że armia zatuszuje sprawę, wówczas można będzie podejrzewać, że taką wiedzę miał też były minister obrony Aleksander Szczygło.