Jeden z aresztowanych żołnierzy zeznał, że kilka dni po incydencie do bazy Wazi Khwa przyleciał generał Marek Tomaszycki. Spotkał się z żołnierzami, którzy prowadzili ostrzał. – Mówił, żebyśmy nic o tym nie opowiadali, pomagali sobie i pilnowali, żeby nikt nie popełnił samobójstwa, bo wtedy wszystko się wyda – twierdzi aresztowany.
Generał Tomaszycki miał też obiecać żołnierzom, że zabierze ich do bazy w Bagram, gdzie spokojnie dosłużą do końca zmiany. Ostatecznie – jak wynika z zeznań – trafiło tam dwóch członków plutonu, który ostrzelał okolice Nangar Khel. Do Bagram mieli dotrzeć samolotem, którym przyleciał Aleksander Szczygło, ówczesny minister obrony narodowej. Generał przyznał, że był wtedy w bazie, ale zaprzecza, iż obiecał żołnierzom zatuszowanie sprawy ostrzału wioski Nangar Khel.
Zeznania, w których pada nazwisko generała Tomaszyckiego, aresztowany żołnierz złożył 18 grudnia. Niebawem generał będzie mógł się ustosunkować do nich w prokuraturze, bo został tam wezwany w charakterze świadka. Jednak jeszcze przed świętami minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zasugerował, że nie do końca wiadomo, czy generał będzie tylko świadkiem, czy może podejrzanym. Na razie jest świadkiem. Wczoraj wyjaśnienia złożył pułkownik Adam Stręk, dowódca 8. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej. W jednostce tej służyli aresztowani żołnierze.
Jakich informacji dostarczył śledczym? – Nie mogę powiedzieć nic więcej prócz tego, że zeznawał – podkreśla pułkownik Jakub Mytych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu.
Tymczasem jeszcze w połowie listopada „Rz” pisała, że armia próbowała ukryć okoliczności tragedii w Nangar Khel.