Generał kazał milczeć

Czy dowódca polskiego kontyngentu w Afganistanie próbował tuszować sprawę ostrzału osady Nangar Khel? Wskazują na to dokumenty z prokuratury, do których dotarła „Rz”

Aktualizacja: 09.01.2008 12:59 Publikacja: 09.01.2008 04:31

Generał kazał milczeć

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Jeden z aresztowanych żołnierzy zeznał, że kilka dni po incydencie do bazy Wazi Khwa przyleciał generał Marek Tomaszycki. Spotkał się z żołnierzami, którzy prowadzili ostrzał. – Mówił, żebyśmy nic o tym nie opowiadali, pomagali sobie i pilnowali, żeby nikt nie popełnił samobójstwa, bo wtedy wszystko się wyda – twierdzi aresztowany.

Generał Tomaszycki miał też obiecać żołnierzom, że zabierze ich do bazy w Bagram, gdzie spokojnie dosłużą do końca zmiany. Ostatecznie – jak wynika z zeznań – trafiło tam dwóch członków plutonu, który ostrzelał okolice Nangar Khel. Do Bagram mieli dotrzeć samolotem, którym przyleciał Aleksander Szczygło, ówczesny minister obrony narodowej. Generał przyznał, że był wtedy w bazie, ale zaprzecza, iż obiecał żołnierzom zatuszowanie sprawy ostrzału wioski Nangar Khel.

Zeznania, w których pada nazwisko generała Tomaszyckiego, aresztowany żołnierz złożył 18 grudnia. Niebawem generał będzie mógł się ustosunkować do nich w prokuraturze, bo został tam wezwany w charakterze świadka. Jednak jeszcze przed świętami minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zasugerował, że nie do końca wiadomo, czy generał będzie tylko świadkiem, czy może podejrzanym. Na razie jest świadkiem. Wczoraj wyjaśnienia złożył pułkownik Adam Stręk, dowódca 8. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej. W jednostce tej służyli aresztowani żołnierze.

Jakich informacji dostarczył śledczym? – Nie mogę powiedzieć nic więcej prócz tego, że zeznawał – podkreśla pułkownik Jakub Mytych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu.

Tymczasem jeszcze w połowie listopada „Rz” pisała, że armia próbowała ukryć okoliczności tragedii w Nangar Khel.

– Były próby schowania całej sprawy pod dywan najpierw na poziomie dowództwa w Afganistanie, potem w kraju – mówił wówczas jeden z generałów Wojska Polskiego.

Do incydentu doszło 16 sierpnia 2007 roku. Patrol polskich żołnierzy ostrzelał wówczas okolice afgańskiej wioski, która miała być bazą wypadową talibów. Jedna z salw spadła na cywilne zabudowania. Zginęło sześć osób, kilka zostało rannych.

W połowie listopada prokuratura nakazała zatrzymać siedmiu żołnierzy. Sześciu z nich zarzuciła zbrodnię wojenną, jednemu – ostrzelanie cywilnych obiektów.

Jeden z aresztowanych żołnierzy zeznał, że kilka dni po incydencie do bazy Wazi Khwa przyleciał generał Marek Tomaszycki. Spotkał się z żołnierzami, którzy prowadzili ostrzał. – Mówił, żebyśmy nic o tym nie opowiadali, pomagali sobie i pilnowali, żeby nikt nie popełnił samobójstwa, bo wtedy wszystko się wyda – twierdzi aresztowany.

Generał Tomaszycki miał też obiecać żołnierzom, że zabierze ich do bazy w Bagram, gdzie spokojnie dosłużą do końca zmiany. Ostatecznie – jak wynika z zeznań – trafiło tam dwóch członków plutonu, który ostrzelał okolice Nangar Khel. Do Bagram mieli dotrzeć samolotem, którym przyleciał Aleksander Szczygło, ówczesny minister obrony narodowej. Generał przyznał, że był wtedy w bazie, ale zaprzecza, iż obiecał żołnierzom zatuszowanie sprawy ostrzału wioski Nangar Khel.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!