– Kiedy byłem w Afganistanie i pytałem o zdarzenia w Nangar Khel, powiedziano mi, że „zszedł im pocisk” – mówi Janusz Zemke z LiD, szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Niebawem sprawę ewentualnej wady amunicji na miejscu w Afganistanie ma zbadać komisja biegłych powołana przez prokuraturę. Znaleźli się w niej trzej specjaliści z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce oraz... dwaj policjanci z poznańskiej Komendy Wojewódzkiej. – To biegli z listy Sądu Okręgowego w Poznaniu – mówi ppłk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie.
Dodaje, że ich zawód jest w tym wypadku sprawą drugorzędną. Na listę trafiają bowiem wyłącznie osoby, które mogą się wykazać określonymi umiejętnościami z danej dziedziny.
Dobór biegłych wzbudza jednak wątpliwości. Trudno się dziwić, gdyż policjanci nie mają doświadczenia w obsłudze moździerzy, bo ich nie wykorzystują w czasie służby. Z kolei specjaliści z WITU opiniują amunicję przed jej wysłaniem na misje wojskowe.
Meldunki z Afganistanu, do których dotarła „Rz”, świadczą o tym, że ekspertyzy instytutu mogły być nieprecyzyjne. Dlaczego nie zajmą się tym żołnierze, którzy mają doświadczenie w obsługiwaniu takiego sprzętu? – Bo nie ma ich na liście biegłych – odpowiada prowadzący śledztwo prokurator Karol Frankowski.