Reklama

Policjanci zbadają moździerz

Specjalna komisja zbada, czy pociski, które spadły na afgańską wioskę, nie były wadliwe. Dwa tygodnie przed tragedią takie sygnały zgłaszali polscy żołnierze

Aktualizacja: 05.02.2008 02:45 Publikacja: 05.02.2008 01:49

Policjanci zbadają moździerz

Foto: Rzeczpospolita

– Kiedy byłem w Afganistanie i pytałem o zdarzenia w Nangar Khel, powiedziano mi, że „zszedł im pocisk” – mówi Janusz Zemke z LiD, szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

Niebawem sprawę ewentualnej wady amunicji na miejscu w Afganistanie ma zbadać komisja biegłych powołana przez prokuraturę. Znaleźli się w niej trzej specjaliści z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce oraz... dwaj policjanci z poznańskiej Komendy Wojewódzkiej. – To biegli z listy Sądu Okręgowego w Poznaniu – mówi ppłk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie.

Dodaje, że ich zawód jest w tym wypadku sprawą drugorzędną. Na listę trafiają bowiem wyłącznie osoby, które mogą się wykazać określonymi umiejętnościami z danej dziedziny.

Dobór biegłych wzbudza jednak wątpliwości. Trudno się dziwić, gdyż policjanci nie mają doświadczenia w obsłudze moździerzy, bo ich nie wykorzystują w czasie służby. Z kolei specjaliści z WITU opiniują amunicję przed jej wysłaniem na misje wojskowe.

Meldunki z Afganistanu, do których dotarła „Rz”, świadczą o tym, że ekspertyzy instytutu mogły być nieprecyzyjne. Dlaczego nie zajmą się tym żołnierze, którzy mają doświadczenie w obsługiwaniu takiego sprzętu? – Bo nie ma ich na liście biegłych – odpowiada prowadzący śledztwo prokurator Karol Frankowski.

Reklama
Reklama

Biegli będą strzelać z moździerza zabezpieczonego przez śledczych w Afganistanie. Sprawdzą stan techniczny sprzętu oraz amunicji. Potem sporządzą opinię, która może być kluczowa dla śledztwa. – Wstępnie prokuratura przyjęła, że biegli powinni zakończyć prace do 15 kwietnia – mówi ppłk Artymiak.

Pod koniec listopada „Rz” dotarła do zeznań, na podstawie których można zrekonstruować przebieg ostrzału. Z wyjaśnień żołnierzy wynika, że cztery pierwsze salwy spadły na okoliczne wzgórza. Tam właśnie mieli kryć się talibowie. Kolejna uderzyła w zabudowania. Ostatnia ponownie w kryjówki bojowników. Z innych zeznań wynika, że na domy nie spadła na pewno pierwsza ani druga salwa. Żołnierze tłumaczą, iż nie zmieniali ustawień moździerza. Wprowadzali jedynie niewielkie korekty. – Wynika z tego, że zawiódł sprzęt – mówiła wówczas osoba zbliżona do śledztwa.

Z naszych informacji wynika, że po zdarzeniu 16 sierpnia gen. Marek Tomaszycki, dowódca pierwszej zmiany w Afganistanie, poprosił Dowództwo Wojsk Lądowych o przeprowadzenie testów amunicji moździerzowej. Zostały zrobione, lecz wykazały jedynie nieznaczne odchylenia. Eksperci nie wykluczają jednak, że amunicja mogła ulec uszkodzeniu w trakcie transportu na misję.

Gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej GROM

RZ: Co by pan zrobił, gdyby żołnierze zameldowali, że amunicja, której używają, ma wady i jest uszkodzona?

gen. Sławomir Petelicki: Natychmiast kazałbym ją wycofać z użycia i zleciłbym jej zbadanie. Chodzi o to, że używanie uszkodzonej amunicji może być groźne nie tylko dla ludności cywilnej, która znajdzie się w polu rażenia moździerzowego, lecz także dla samych żołnierzy.

Reklama
Reklama

Żołnierze dwukrotnie meldowali o takich przypadkach – w końcu doszło do nieszczęścia. Taki uszkodzony pocisk mógł trafić w wioskę Nangar Khel?

Te informacje rzucają nowe światło na sprawę zatrzymania polskich żołnierzy. Dziwię się, że prokuratura ma i nie analizuje tych materiałów. Wówczas stałoby się jasne, że rację ma amerykański dowódca płk Martin Schweitzer – to zdarzenie było pomyłką, a nie celowym działaniem. Moździerz nie jest bronią precyzyjną, jest przeznaczony do rażenia powierzchniowego. Dlatego bardzo ważne jest, by pociski moździerzowe były niezawodne.

Jeżeli pocisk koziołkuje i spada na ziemię paręset metrów przed zamierzonym celem, tak jak napisali w meldunku żołnierze, to nietrudno o nieszczęście.

Czy sprawa uszkodzonej amunicji powinna zostać wyjaśniona?

Teraz, zamiast stawiać zarzuty żołnierzom, prokuratura powinna wszcząć śledztwo w sprawie zaniedbań przeciw dowódcom, którzy nie dopełnili obowiązków i nie zastosowali procedur, jakie się zwykle stosuje, kiedy dotarły do nich informacje o uszkodzonej amunicji.

Gdzie powinny trafić te meldunki? Dowiedzieliśmy się, że zostały w Afganistanie.

Reklama
Reklama

Meldunki o tak źle działającej amunicji powinny trafić nie tylko do Ministerstwa Obrony, ale także do amerykańskiego dowództwa operacji. Ciekawe, czy wiedzieli o tym ówczesny szef MON Aleksander Szczygło i szef kontrwywiadu Antoni Macierewicz.

Co te informacje wnoszą do śledztwa?

Stanowią wreszcie wyjaśnienie tragedii z Nangar Khel. Wiemy już też, co miał na myśli dowodzący polskimi żołnierzami płk Schweitzer, mówiąc ministrowi obrony Bogdanowi Klichowi, że nie była to zbrodnia, tylko błąd. rozmawiała Edyta Żemła

– Kiedy byłem w Afganistanie i pytałem o zdarzenia w Nangar Khel, powiedziano mi, że „zszedł im pocisk” – mówi Janusz Zemke z LiD, szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.

Niebawem sprawę ewentualnej wady amunicji na miejscu w Afganistanie ma zbadać komisja biegłych powołana przez prokuraturę. Znaleźli się w niej trzej specjaliści z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce oraz... dwaj policjanci z poznańskiej Komendy Wojewódzkiej. – To biegli z listy Sądu Okręgowego w Poznaniu – mówi ppłk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Reklama
Reklama