[b]Jak to wszystko było możliwe z punktu widzenia administracyjnego? Przecież system kontrolował wszystko! [/b]
Trzeba było konspirować z buddystyczną bibułą, choć władza z jednej strony patrzyła na nas podejrzliwie, a z drugiej być może widziała w nas V kolumnę na tyłach chrześcijaństwa. Kiedy władza zaczęła mieć coraz większe problemy z bibułą polityczną, na naszą chyba przymknęła oko. Nie mogła już wszystkiego ogarnąć.
[b]O piątej rano musiał pan już być na medytacji.[/b]
Wstać trzeba było wcześniej, ale pamiętam tak cudowne górskie wschody słońca, że płakałem ze wzruszenia.
[b]Proszę powiedzieć, na czym polega medytacja? [/b]
A jak smakuje owoc mango...? Generalnie trzeba poznać własny umysł. To, jak jesteśmy zniewoleni własnym intelektem. Proszę zwrócić uwagę, że idea powrotu do umysłu dziecka jest też charakterystyczna dla chrześcijaństwa. Narzędzie, jakim jest intelekt, nie powinno nas dominować. To tak jak z komputerem. Można go używać, ale nie wolno się stać jego niewolnikiem. Nie można dać się zniewolić ułudą.
[b]Czy odejście od chrześcijaństwa łączyło się z krytyką Kościoła?[/b]
Kiedy zaczynałem trening zenistyczny, nikt ode mnie nie oczekiwał żadnych religijnych deklaracji. Nie napisałem pisma do Watykanu z prośbą o unieważnienie chrztu. Na zawsze pozostała we mnie pamięć słów kardynała Wojtyły, że jeżeli będę czegoś potrzebował, to mogę liczyć na jego pomoc.
[b]W Kościele by się pan jeszcze odnalazł?[/b]
Trudno mi się odnaleźć w rytuałach, również buddyjskich. Nie jestem typowym buddystą. W kościele przeżegnam się, uklęknę i mogę pomodlić. Przed ołtarzem buddyjskim mogę złożyć pokłon i zapalić kadzidło. Ale rytuały nie są dla mnie jądrem nauczania. U Jezusa jest to przykazanie: „Kochaj”. Zen mówi: „Bądź uważny, nie ulegaj ułudzie, nie czepiaj się tego, co jest zmienne, bo inaczej będziesz cierpiał i siał cierpienie”. Nie uważam jednak, że buddyzm i chrześcijaństwo prowadzą do tego samego celu. Różnica jest fundamentalna. Zen mówi o bezjaźniowości, o tym, że jaźń pojedynczego człowieka jest złudzeniem. Nie ma więc idei superjaźni, czyli Boga pojmowanego w ten sposób. Co nie znaczy, że nie ma niczego. Co jest rzeczywiste? – to podstawowe pytanie, na które jedynie słowa nie są odpowiedzią. Buddyzm nie jest ateizmem, relatywizmem, nihilizmem. Niczego nie afirmuje, ale też niczemu nie zaprzecza. Unika intelektualnych modeli.
[b]W „Podwójnym życiu Weroniki” Krzysztof Kieślowski powierzył panu partię fletu uosabiającą Boga.[/b]
Być może Boga doświadcza się wtedy, kiedy nie używa się słów. W umyśle muzyka musi się dokonać transcendencja, zmiana z myślenia pojęciami na myślenie dźwiękami. Najbardziej niezwykłe w życiu muzyka jest to, kiedy nie trzeba myśleć, co było i co będzie, przeżuwać rzeczywistości, tylko smakować „tu i teraz”. Tak jak radził święty Augustyn.
[b]Miał pan okazję opowiedzieć dźwiękami świat „Kalkwerku” Krystiana Lupy, którego bohater Konrad pisze studium o słuchu.[/b]
Konrad, bohater spektaklu, nie potrafił zrealizować tego, co było jego potencją. Zamiast tworzyć, rozpraszał się, ciągle mu coś przeszkadzało, a to żona, a to sąsiad. Widział przeszkody poza sobą. Jakże często o nasze niepowodzenia, naszą bezpłodność oskarżamy wszystkich – tylko nie siebie. Kiedy byłem dzieckiem, ojciec powtarzał, że artysta nie powinien się żenić i mieć dzieci. W końcu moi rodzice się rozwiedli.
[b]Pan udowodnił, że artysta może mieć rodzinę. [/b]
Może chciałem pokazać całym życiem, że to możliwe? Rodzina jest moją największą inspiracją. I kiedy pytają mnie o mistrza zen, odpowiadam, że jest nim żona, która jak nikt inny zna moje słabości. Przeszliśmy razem buddyjski trening grupowy. W końcu zaczął nas niepokoić sposób myślenia „my i oni – buddyści kontra świat”. Unikam takich podziałów. Natomiast w sztuce kocham kontrasty. To widać w Osjanie, który gra czasami prosto i melodyjnie, wręcz sentymentalnie, a zaraz potem – awangardowo. Podobny stosunek mam do muzyki teatralnej. Cieszą mnie poszukiwania artystyczne, ale kocham też rzeczy dobrze zrobione w tradycyjny sposób. Tak jak w spektaklu Jacques’a Lasalle’a „Umowa”, nad którym pracowałem ostatnio w Narodowym. Podstawową sprawą jest dla mnie jakość. I wolność. Trudno mi znieść grupę z dogmatycznym liderem. Parareligijną artystyczną sektę.
[b]Chciał pan, żeby córka Maja była aktorką? [/b]
Odkąd pamiętam, zawsze interesował ją teatr. Większość dzieci zaczyna od teatru. Ustawia laleczki. Z wiekiem większość chowa je do szuflady. Tymczasem Maja weszła na prawdziwą scenę. Płynnie i naturalne. Babci nie znała. Nie wiem, czy można mówić o genach.
[b]Jakim przeżyciem był dla pana „Katyń” Andrzeja Wajdy? [/b]
Bardzo osobistym. Patrząc na Maję, widziałem babcię czekającą na dziadka. Lata niepewności, czy się uratował, czy nie został zamordowany.
[b]Mówi się, że po Katyniu Polska musiała być inna. Stalin dopiął swego.[/b]
Została zerwana ciągłość kulturowa i trudno odbudować całe pokolenia inteligencji. Nawet takie proste rzeczy jak kindersztubę. Jak jeść, jak trzymać sztućce. Czytanie literatury. Dla inteligencji kontakt z kulturą był i powinien być nadrzędny. Na pewno ważniejszy od pieniędzy.
[b]Jaka będzie Polska najbliższych lat?[/b]
Wzrusza mnie – do tego stopnia, że mam łzy w oczach – „Wesele” Wyspiańskiego, gdzie padają słowa: „A to Polska właśnie”, a chodzi o nasze serca. Nie szukajmy nadzwyczajnych odpowiedzi w oderwaniu od siebie, od tego, jacy jesteśmy dla innych, bo ciągle dostrzegamy belkę w oku innych, a zbyt mało pracujemy nad sobą. Receptą na pewno nie jest nienawiść. Dlatego miarkujmy się w atakowaniu tych, których uważamy za wrogów politycznych... Polska będzie taka, jacy są ci, których najmocniej kochamy: nasze dzieci i wnukowie.