Czy skoro na beatyfikację wybiera się milion Polaków, jest szansa, że ona naród zmieni? Że atmosfera w kraju stanie się lepsza, a podziały wydadzą się mniej istotne?
Nie. Wydawało się, że śmierć papieża, która zjednoczyła Polaków w żałobie, będzie początkiem odrodzenia, a tak się nie stało. Nie ma powodu przypuszczać, że teraz będzie inaczej. Trzeba oddzielić wpływ na społeczeństwo od samego wydarzenia. Ono jest istotne głównie dla tych, dla których opinia Kościoła jest ważna, bo nie chcą się zdać wyłącznie na prywatną religijność. Oficjalne uznanie świętości Jana Pawła II przez Kościół ma też znaczenie dla tych, dla których papież był charyzmatycznym przywódcą duchowym świata. Dla wielu wyrósł ponad Kościół – ten nie mógł go ograniczyć.
Był ponad Kościołem w ogóle?
Tak, w pewnym sensie ponad całym Kościołem – rozumianym jako instytucja. Papież robił kolosalne wyłomy – jak modlitwa w Asyżu [z inicjatywy Jana Pawła II przedstawiciele 12 religii złożyli wspólną deklarację dla pokoju], odwiedziny w synagodze, ucałowanie Koranu, wreszcie wyznanie win Kościoła. To były gesty profetyczne w imię najgłębszej „wewnętrznej” prawdy chrześcijaństwa, której Jan Paweł II był świadkiem. W sferze ściśle doktrynalnej, na przykład w dziedzinie moralności seksualnej, kolejne pontyfikaty mogą posunąć sprawy naprzód. Ale Jan Paweł II świadczył o miłości i uniwersalności chrześcijaństwa. O tym, że miłość jest prawdą, a Chrystus, który jest wcieloną miłością, to najgłębsza prawda o człowieku i Bogu. Miłość w wypadku papieża nie świadczyła tylko o życzliwości dla ludzi, lecz o prawdzie teologiczno-filozoficznej chrześcijaństwa.
Dlatego że dowodził tego całym swoim życiem?
Właśnie. Przede wszystkim akceptował ludzi, a także świat, kulturę, w tym inne religie. Jan Paweł II to najwyższej klasy humanista, a w jego człowieczeństwie nie ma żadnej szczeliny. Gustaw Holoubek nazwał go świadkiem pełnego człowieczeństwa.