Inaczej musielibyśmy zastanawiać się nad konsekwencjami własnego działania i późniejszymi kosztami leczenia. Dziś jak żyjemy niezdrowo, to rządowa służba zdrowia nas i tak leczy bez dodatkowych opłat, a koszty tego leczenia pokrywane są przez tych, którzy w większości o własne zdrowie dbają.
Jak to więc powinno wyglądać?
Żeby dostać polisę zdrowotną, powinniśmy się poddać badaniom na obecność substancji, takich jak narkotyki czy papierosy. Dla osób nadużywających papierosów cena polisy będzie zapewne zdecydowanie wyższa, tak samo, jak jest wyższa dla kierowców, którzy powodują więcej niż inni wypadków. To powinna być zwykła wycena ryzyka wobec osób, które prowadzą hazard zdrowotny. Polisa może też nie obejmować kosztów leczenia, które są skutkiem oddawania się temu lub innemu nałogowi. Finansowanie nałogów i ich skutków powinno być prywatną sprawą.
Czy taka wycena ryzyka nie byłaby dyskryminująca dla ludzi mających niezawinione problemy ze zdrowiem?
Łatwo odróżnić te dwie sytuacje. Tutaj z pełną premedytacją sami pogarszamy swoje zdrowie. Nie mylmy tych dwóch rzeczy. To nie jest żadne superliberalne rozwiązanie, bo przecież nawet pracodawcy mają prawo wiedzieć, czy dbamy o swoje zdrowie, czy może jesteśmy nieodpowiedzialni.
To może wprowadźmy całkowitą prohibicję? Nie rozwiąże to problemu?