W 2007 r. polski transporter opancerzony nieopodal bazy w Ghazni śmiertelnie potrącił afgańskiego policjanta. To najbardziej znany spowodowany przez polskich żołnierzy za granicą wypadek, w którym ucierpieli postronni. Jednak z danych MON wynika, że od 2007 r. takich zdarzeń było dziewięć. Cywile odnosili rany nie tylko wskutek przejazdów konwojów, ale również m.in. dlatego, że przypadkowo znaleźli się na linii strzału.
Takie osoby już wkrótce na leczenie mają być ściągane do Polski. Jak dowiedziała się „Rz", resort obrony pracuje nad przepisami w tej sprawie.
Jak informuje resort, nowe rozporządzenie ma dotyczyć osób, wobec których „pomoc medyczna przez wojskowe placówki medyczne w rejonie misji jest niewystarczająca". Na jego podstawie na leczenie w Polsce będzie można ściągać poszkodowanych ze wszystkich rejonów, w których operuje polskie wojsko.
Koszt projektu szacuje się na 230 tys. zł rocznie (według Departamentu Prasowo-Informacyjnego MON).
Czy takie osoby są już leczone w Polsce? Resort obrony informuje, że obecnie uniemożliwia to prawo, więc „takie statystyki nie są prowadzone". Również komendant bydgoskiego Szpitala Wojskowego płk Krzysztof Kasprzak mówi, że nie słyszał o takich przypadkach. Jednak podczas procesu w sprawie Nangar Khel, afgańskiej wioski ostrzelanej siedem lat temu przez Polaków, wyszło na jaw, że na leczenie do naszego kraju trafiły cztery poszkodowane tam osoby.