Działania polityczne i gospodarcze rządu Beaty Szydło zaczynają się dziś – niemal rok po wyborach parlamentarnych – układać w spójną całość. Coraz wyraźniej widać, że jesteśmy świadkami nie tylko politycznego eksperymentu, ale równocześnie pewnego socjalnego projektu polegającego na wymuszeniu zmiany struktury społecznej. Rządowe programy, takie jak 500+, Mieszkanie+ czy darmowe leki dla seniorów w połączeniu z reformą systemu podatkowego poprzez olbrzymi poziom redystrybucji mają zmienić się w narzędzie budowy nowej klasy średniej.
Cel ten jest zresztą w otwarty sposób artykułowany przez osoby, które odpowiadają za politykę gospodarczą. – Chcemy poprzez program Mieszkanie+ służyć społeczeństwu i budować klasę średnią – mówił w zeszłym tygodniu wicepremier Mateusz Morawiecki.
Wcześniej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" tłumaczył: – Polska klasa średnia musi się rodzić od dołu, właśnie poprzez rodziny, które są beneficjentami 500+, właśnie poprzez przedsiębiorców, którzy z trudem się przebijają w trudnych realiach.
Kto zapłaci za awans
Każdy system polityczny w mniejszym lub większym stopniu opiera się na redystrybucji. Nie ma też nic zaskakującego w tym, że rząd postanawia uczynić pewne grupy społeczne beneficjentem transferów socjalnych. PiS obiecał darmowe leki dla seniorów i dodatek na dzieci w kampanii wyborczej – teraz te obietnice realizuje, choć kosztem gigantycznego wysiłku budżetowego.
Tym jednak, co najbardziej uderza w wypowiedziach Mateusza Morawieckiego, twórcy gospodarczej ideologii rządów PiS, jest sposób zdefiniowania celu politycznego. Przede wszystkim zaskakuje nowatorska definicja klasy średniej.