Na pulpicie sterowniczym Unii Europejskiej zapalają się co rusz lampki ostrzegawcze. Ostatnia to referendum we Włoszech. Żaden z kryzysów targających Wspólnotą nie został rozwiązany. Rozpad Unii, rzecz nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu, jest realną opcją. Gdyby do tego doszło, Polska znalazłaby się w godnym pożałowania położeniu geopolitycznym.
Radość z powrotu Europy do wartości konserwatywnych i narodowych jest mocno nie na miejscu. Ten zwrot podgryza bowiem barierę ochronną polskiej niepodległości. Bez Unii Europa stanie się stawem z grasującymi w nim kilkoma rekinami oraz stadem mniejszych i nieco większych ryb do pożarcia.
Polska nie jest wprawdzie polityczną i gospodarcza płotką, ale to czyni ją tym bardziej apetyczną. Rekiny – jednym z nich byłaby Rosja, obecnie outsider europejskiego życia politycznego – działałyby zgodnie z własnym interesem narodowym.
We Włoszech bardzo prawdopodobne są przedwczesne wybory parlamentarne i zwycięstwo Ruchu Pięciu Gwiazd, nie tylko wrogiego walucie euro, ale w ogóle UE. Nawet jeśli populiści nie stworzą samodzielnie rządu, będą mieli wpływ na jego agendę.
Wiosną odbędą się także wybory prezydenckie we Francji, które może wygrać Marine Le Pen, zwolenniczka opuszczenia Unii. Francja i Włochy to dwa czołowe państwa UE, założyciele Wspólnoty Węgla i Stali. Jeżeli w takich krajach możliwe jest zwycięstwo wyborcze wrogów Unii, to jest z nią naprawdę źle.