Reklama

Koniec wspólnych lotów czołowych polityków?

Katastrofa pod Smoleńskiem uzmysłowiła elitom wielu państw, że mogłoby je spotkać to samo co Polaków. W Niemczech i Francji rozpoczęła się już dyskusja o zasadach podróżowania samolotami przez polityków

Publikacja: 14.04.2010 03:14

Samolot prezydenta USA

Samolot prezydenta USA

Foto: AFP

Niemieccy politycy i eksperci domagają się wprowadzenia zasad ograniczających wspólne loty najważniejszych osób w państwie w jednym samolocie. Obecnie nie ma żadnych przepisów w tej dziedzinie i zdarza się, że w jednej maszynie znajduje się niemal cały niemiecki rząd. Tak było w lutym, kiedy na pokładzie rządowego samolotu lecącego do Paryża i z powrotem znajdowała się kanclerz Angela Merkel w towarzystwie 14 swych ministrów, w tym wicekanclerza.

We wrześniu ubiegłego roku jednym samolotem odbyli podróż do Bonn: prezydent, pani kanclerz i wicekanclerz. Szefowa rządu oraz minister spraw zagranicznych odbywają często wspólne loty na szczyty UE w Brukseli. Tak jest zresztą od dawna. Kilkanaście lat temu udającemu się w oficjalną podróż do Izraela prezydentowi towarzyszyli kanclerz, wicekanclerz a także przywódcy dwóch ugrupowań opozycyjnych.

Prezydent Roman Herzog żartował wtedy, że to i tak bezpiecznej niż podróż kilkoma samolotami, które mogłyby się zderzyć w powietrzu. – Tak być nie powinno. Katastrofa w Smoleńsku powinna nas skłonić do opracowania przepisów zakazujących podróży na pokładzie jednego samolotu przywódcom państwa i rządu – stwierdził Andreas Scheuer (CSU), niemiecki wiceminister transportu. Patrick Döring z FDP jest zdania, że najważniejsze osoby w państwie powinny zostać objęte podobnymi regulacjami jak obowiązują w wielkich firmach zakazujących wspólnego podróżowania całego kierownictwa.

Samoloty niemieckich polityków nieraz zawodziły, zmuszając pilotów do awaryjnych lądowań. I podobnie jak w Polsce wymiana maszyn na nowocześniejsze była zawsze przedmiotem krytyki prasy bulwarowej. – Czy mam najpierw zamówić trumnę, aby wymusić zakup nowych samolotów dla rządu? – mówił Joschka Fischer po awaryjnym lądowaniu wysłużonego challengera kilka lat temu.

Przymusowo lądował też samolot Angeli Merkel. Znany jest również przypadek wywierania nacisku na pilota. Prezydent Richard von Weizsäcker śpieszył się przed laty na uroczystość do Hamburga i nalegał, aby pilot lądował w gęstej mgle. Ten jednak odmówił. We Francji panuje niepisana reguła, że prezydent nie lata razem z premierem ani z przewodniczącym Senatu, pełniącym funkcję tymczasowego szefa państwa w wypadku śmierci prezydenta. Jak jednak zauważył dziennik „Le Figaro”, prezydentowi towarzyszy czasem kilku ministrów lub naczelny dowódca armii. Bywa, że na pokładzie 45- osobowego airbusa A-319 podróżuje szef państwa, czterech – pięciu ministrów, kilku parlamentarzystów i kilku gości wysokiej rangi – szefów firm i mediów.

Reklama
Reklama

Nieformalny zakaz wspólnych podróży prezydenta i premiera wynika z wymogów bezpieczeństwa oraz z zasad protokołu. Według tradycji, gdy obaj przywódcy Francji udają się razem za granicę, premier przylatuje pierwszy i wita na miejscu prezydenta. W ubiegłym roku dostarczono francuskiemu rządowi dwie nowe maszyny Falcon FX, a od tego roku prezydent ma podróżować nowym airbusem A-330.

W Wielkiej Brytanii zgodnie z utrwalonym zwyczajem premier nie lata jednym samolotem ze swoimi ministrami. Podobne zasady bezpieczeństwa dotyczą też brytyjskiej rodziny królewskiej. Król i królowa nie wsiadają na pokład jednego samolotu razem z następcą tronu.

Tak samo jest w Belgii, gdzie panuje zwyczaj, że król i następca tronu nie latają razem. Król podróżuje jednak jednym samolotem z premierem. Dziennik „La Libre Belgique” zwrócił uwagę, że na przełomie czerwca i lipca Albert II i premier Yves Leterme polecą razem na obchody 50. rocznicy niepodległości Konga, dawnej belgijskiej kolonii. Tym samym samolotem mogą też polecieć ministrowie. Belgijskie władze podkreślają, że wysyłanie osobnych samolotów byłoby nieuzasadnione ze względu na dodatkowe koszty i emisje dwutlenku węgla do atmosfery.

W Czechach wydano nieformalne zalecenie, że w samolocie prezydenta nie powinien lecieć przewodniczący Senatu, który w razie jego śmierci przejmuje obowiązki głowy państwa. Na tej samej zasadzie pierwszy wicepremier nie powinien latać z premierem, a wiceministrowie z ministrami. Zaleceń tych jednak nie zawsze przestrzegano. Po katastrofie pod Smoleńskiem zapewne będą traktowane bardziej rygorystycznie.

W odróżnieniu od państw europejskich w Stanach Zjednoczonych obowiązują formalne regulacje w tej sprawie. Zgodnie z przepisami wiceprezydent nie może wchodzić na pokład samolotu przewożącego prezydenta, czyli Air Force One. Lata innym samolotem – Air Force Two. Decydują oczywiście względy bezpieczeństwa, gdyż w razie katastrofy i śmierci prezydenta wiceprezydent przejmuje jego obowiązki. Gdy w zamachu w 1963 r. w Dallas zginął John F. Kennedy, wiceprezydent Lyndon Johnson po raz pierwszy odbył lot na pokładzie Air Force One – by przewieźć zwłoki zabitego do Waszyngtonu.

Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama