„Rz” poznała dane z ministerstw i Kancelarii Premiera pokazujące, jak oszczędzała administracja publiczna w całym 2009 r. po wprowadzeniu przez rząd Donalda Tuska tzw. planu oszczędnościowego. Powodem jego wprowadzenia był kryzys. O dane poprosił wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra (PiS). Odpowiedzi przyszły już po jego śmierci (zginął w katastrofie pod Smoleńskiem).
W listopadzie rząd wycofał się z ogłoszonej w lecie przez ministra Michała Boniego obowiązkowej 10-procentowej redukcji zatrudnienia w administracji, która miała wejść w życie 1 stycznia 2010 r., a oszczędności z tego tytułu miały przynieść nawet 1,3 mld zł w 2011 r.
W ministerstwach z góry przyjęto, że ograniczeniu nie podlegają wydatki na wynagrodzenia. W dużym stopniu oszczędności planowano więc pozornie, przesuwając terminy inwestycji i remontów.
Ministerstwo Środowiska oszczędzało na: delegacjach, szkoleniach, remontach, zakupie służbowych aut i klimatyzatorów, ograniczeniu rozmów telefonicznych (wprowadzono komunikację mejlową, podobnie jak w ministerstwach Skarbu Państwa i Rolnictwa). W budynku Ministerstwa Skarbu Państwa wstrzymano inwestycje, ale też wymieniono system grzewczy na oszczędniejszy – zaoszczędzono 10 mln zł.
Ministerstwo Zdrowia przede wszystkim zmniejszyło wydatki na wieloletni program „Wzmocnienie bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli” i dotację dla regionalnych centrów krwiodawstwa. Aż 22 mln 500 tys. zł zyskał resort Ewy Kopacz, likwidując rezerwę celową na leczenie choroby Pompego (rzadka choroba genetyczna).