Ziemia zatrzęsła się o godzinie 14.46 czasu miejscowego w północno-wschodniej części kraju. Potem wybrzeże Pacyfiku zalała 10-metrowa fala tsunami, zmywając wszystko, co stało na jej drodze. Porywała domy i samochody niczym dziecięce zabawki.
W momencie zamykania tego wydania "Rz" media japońskie mówiły o ponad tysiącu zabitych. Nie ma informacji o ofiarach wśród około tysiąca przebywających w tym kraju Polaków. Gdyby nie wysoko rozwinięta japońska technologia, ofiar byłoby znacznie więcej. Wyrafinowany system tam i zapór spowodował jednak, że masy wody ominęły najgęściej zaludnione obszary.
Na terenach nawiedzonych przez kataklizm wybuchły dziesiątki pożarów. Ogień pojawił się m.in. w budynku jednej z elektrowni atomowych. Mieszkańców osiedla pod elektrownią Fukushima wezwano do ewakuacji. Zalecono im "udanie się w bezpieczne miejsce" w obawie przed ewentualnym wyciekiem radioaktywnym. W sali kontrolnej elektrowni Fukushima odnotowano poziom promieniowania tysiąc razy wyższy od normy. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej podała, że gromadzi szczegółowe informacje na temat sytuacji w japońskich elektrowniach.
Siłę trzęsienia ocenia się na 8,9 stopnia w skali Richtera. Epicentrum znajdowało się około 130 km od wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu, a hipocentrum – na głębokości około 24 km. Towarzyszyła mu seria wstrząsów wtórnych, w tym o sile 7,4, do którego doszło około 30 minut po głównym trzęsieniu. Sejsmolodzy nie ostrzegali przed kataklizmem.