Od tygodnia przebywała w stanie śpiączki farmakologicznej po tym, gdy 19 maja zasłabła w domu i straciła przytomność - przedtem doszło do zatrzymania pracy serca. Osierociła dwóch synów: trzyletniego Davida i siedmiomiesięcznego Aleksandra. Była w czwartym miesiącu ciąży. Miała arytmię serca.
W Australii dopiero rozpoczynała nowe życie. Po latach bogatej w sukcesy sportowej kariery w Europie i w amerykańskiej lidze zawodowej WNBA, znalazła spokojną przystań w Brisbane, gdzie jej małżonek David, Anglik z Londynu, otrzymał pracę. Po mężu nosiła nazwisko Twigg, od 2008 roku pracowała jako trener młodzieży w klubie Northside Wizards. 28 kwietnia obchodziła 37. urodziny. To dramat, że odeszła właśnie teraz, kiedy spełniała swoje już pozaboiskowe marzenia.
Złoto w Spodku
Mierząc 214 cm, była najwyższą i jedną z najbardziej znanych na świecie koszykarek. W Polsce kibice mówili o niej "Ptyś", bo od dzieciństwa bardzo lubiła te ciastka. W latach 1992 - 2003 zagrała w ponad 130 meczach reprezentacji Polski. Największy sukces to mistrzostwo Europy w 1999 roku na turnieju organizowanym w Polsce. Została wówczas wybrana do pierwszej piątki turnieju i była jego najskuteczniejszą zawodniczką (średnia 19,3 pkt).
W finałowym meczu z Francją (59:56) w katowickim Spodku, którego nie pokazała na żywo żadna polska telewizja, zdobyła 19 pkt i miała 10 zbiórek. Po zdobyciu złota powiedziała o swoim osiągnięciu: „Robię to, co do mnie należy. Wcale nie czuję się gwiazdą czy najlepszą koszykarką Europy". Taką jednak została. Tradycyjny plebiscyt „La Gazetta dello Sport" w sezonie 1999 wygrała zdecydowanie. W znakomitym towarzystwie, gdyż najlepszym koszykarzem Starego Kontynentu kolejny raz został wówczas legendarny litewski środkowy Arvydas Sabonis. Za rok koszykarki, jako jedyne przedstawicielki polskich halowych gier zespołowych, wystąpiły na igrzyskach w Sydney.
W plebiscycie „Przeglądu Sportowego" za rok 1999 Małgorzata Dydek zajęła piąte miejsce. Dla uprawiającego koszykówkę w Polsce to rzadki zaszczyt. Łukasz Jedlewski, były naczelny „PS", tak wspomina tamtą uroczystość: - Pamiętam, że przez cały wieczór nękał mnie Janusz Korwin-Mikke, mój kolega z czasów gry w drużynie uczelnianej, że bardzo chciałby zatańczyć z Małgosią i żebym ją do tego namówił. Nic nie wskórał. Małgosi wystarczały popisy na koszykarskim parkiecie.