Justyna Kowalczyk dla Rzeczpospolitej: nie potrafię odpuścić

Justyna Kowalczyk o bólu, operacji kolana, pogoni za Marit Bjoergen i planach na najbliższe lata

Publikacja: 31.01.2012 21:01

Justyna Kowalczyk jest wiceliderką Pucharu Świata, wygrała cztery z pięciu ostatnich zawodów PŚ (Tou

Justyna Kowalczyk jest wiceliderką Pucharu Świata, wygrała cztery z pięciu ostatnich zawodów PŚ (Tour de Ski liczy się w Pucharze jako całość), w których wystartowała. Ma szansę jako pierwsza zdobyć Kryształową Kulę czwarty raz z rzędu

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak now Piotr Nowak

Pamięta pani jeszcze, że miała się oszczędzać w tym sezonie?



Justyna Kowalczyk:

Pamiętam. Tylko coś mi nie wychodzi. Jeszcze sobie dołożyłam pracy w porównaniu z poprzednim rokiem. Jak już zaczęłam, to nie tak łatwo przyhamować. Pod koniec czerwca, kiedy się zaczęły problemy z kolanem, pierwsza diagnoza brzmiała: od razu zabieg. Potem doktor Robert Śmigielski stwierdził, że może się uda to odłożyć na koniec sezonu. Więc biegnę, z wiarą, że kolano wytrzyma, ale i świadomością, że w każdej chwili mogę stanąć.



Kiedyś wspominała pani  o roku przerwy, ale to już nieaktualne?



Tak się jakoś życie poskładało, że lepszym wyborem było zostać przy nartach, nie robić przerwy. A teraz, gdy za rok są mistrzostwa świata z moim ulubionym biegiem na 30 km stylem klasycznym, a za dwa lata igrzyska w Rosji, to odpuszczanie na razie nie chodzi mi po głowie. Na te najbliższe dwa lata mam swoją wewnętrzną presję i wiem, co chcę osiągnąć. Dalej już ta presja nie sięga i dla mnie samej jest niewiadomą, jak się wszystko potoczy.



Może w stronę wybierania startów, przygotowywania się do tych najważniejszych?



Nie jestem do tego przekonana. Jak się nastawiasz tylko na kilka biegów, to po to, żeby być w nich najlepszym. A żeby być choć w jednym najlepszym, musisz trenować tak mocno, jakbyś startował 30 razy. To nie lepiej już startować? Może bym na to patrzyła inaczej, gdybym miała gdzie trenować w Polsce. Przynajmniej w zimie, bo jeśli chodzi o budowę trasy do nartorolek, na lato, już się poddałam. Ale jakby chociaż dało się w zimie pobiegać gdzieś bliżej niż w Jakuszycach, to mogłabym się zastanawiać: startować czy trenować blisko domu. Domu obecnego, albo tego przyszłego, własnego. A tak to muszę cały czas wyjeżdżać za granicę, więc nie mam dylematów.



Patrząc na szaleństwo, które się wokół pani rozpętało po powrocie do Polski z Tour de Ski, te długie wyjazdy za granicę bywają nie najgorszym rozwiązaniem.



Nie chciałabym tego mówić tak wprost, ale rzeczywiście, dwutygodniowy pobyt w Estonii, który właśnie się skończył, to było najlepsze, co mnie mogło spotkać. Nie tylko dlatego, że wygrałam w Otepaeae oba biegi Pucharu Świata. Odpoczęłam, oczyściła się głowa, lepiej jest z kolanem. Od środy będziemy już w Rosji.



W czwartek sprint stylem dowolnym w Moskwie, bez Marit Bjoergen, która wyprzedza panią w PŚ już tylko o 62 punkty. Żeby jej zabrać prowadzenie, trzeba zająć przynajmniej drugie miejsce. To w ogóle możliwe w takim biegu?



Jeśli chodzi o miejskie sprinty, to raz w życiu miałam nieziemskiego farta i weszłam do finału w Pradze podczas Tour de Ski. Niech to wystarczy za komentarz. Ale stanę na starcie i powalczę.

Po Moskwie jest dzień przerwy i dwa biegi w Rybińsku. Tam już będzie Bjoergen, ale mróz sięga teraz w Rybińsku 30 stopni i zanosi się na odwołanie biegów. Wyścigi byłyby głównie stylem dowolnym, więc chyba by się pani nie zmartwiła odwołaniem?

Przepisy mówią, że jak jest poniżej minus 18 stopni, trzeba bieg odwołać. Oczywiście najpierw się je opóźnia, pokazuje, że się próbowało. Tak się zdarzyło w Rybińsku w 2009 roku. Konkurencje też były takie same jak teraz, bieg ze startu wspólnego na 10 km i nazajutrz bieg łączony. Ten drugi odwołano, a pierwszy był jednym z moich najgorszych występów w PŚ: 13. miejsce w normalnej walce, w biegu długim, bez wywrotki. Trasy w Rosji są dziwne, cały czas krótkie podbiegi, szybkie zjazdy. Na szczęście po Rosji znów są biegi niezłe dla mnie: 15 km w Nowym Meście, potem zawody w Polsce.

Do końca sezonu będą jeszcze aż cztery biegi z bonusami punktowymi. Będzie się pani starała na lotnych premiach uciekać Marit Bjoergen?

Co ciekawe, Marit zwykle o premie nie walczy. Nie wiem dlaczego, może źle się czuje nagle zmieniając rytm biegu. Ja walczę, ale nie o każdą, taktykę sobie układamy z biegu na bieg, biorąc pod uwagę wszystko: pogodę, samopoczucie, to czy premia jest na podbiegu, czy na płaskim.

Myśli pani, że Bjoergen wróci szybko do dawnej formy? Mówi, że coś się zaczęło z nią dziać po Tour de Ski, przegrała w Otepaeae, z mistrzostw Norwegii wycofała się po jednym nieudanym biegu, chorowała w ostatnich dniach.

Kończyłam Tour de Ski sześć razy i wiem, że pierwszy tydzień po tych zawodach jest bardzo trudny. Ale potem wszystko wraca do normy i czuję się tak, jak przed Tourem.

Ale pani jest pod tym względem wyjątkiem.

Nie sądzę. Myślę, że w przypadku Marit jest w tym wszystkim trochę teatru.

Szóste miejsce w mistrzostwach Norwegii i ponad mi- nutę straty do zwyciężczyni biegu na 10 km to też była zasłona dymna?

Pozostawię to bez komentarza. Po prostu nie sądzę, żeby w tak krótkim czasie Marit z najlepszej zawodniczki świata stała się szóstą w Norwegii.

Gdy pani wybiega myślami do finału w Falun, to widzi pani tam siebie z Kryształową Kulą, czwartą z rzędu?

Moja wyobraźnia na razie nie przekracza Moskwy i widzę tam siebie całą oklejoną plastrami chroniącymi przed mrozem. Naprawdę, to nie jest żadna asekuracja z mojej strony: po tym, co usłyszałam od doktora Śmigielskiego, każdy skończony bieg w tym sezonie traktuję jak prezent od losu. I mogę sobie tylko życzyć, żebym te prezenty dostawała do Falun. A wtedy zobaczymy, jak się ten wyścig skończy. Rywalkę mam przednią. Nie ma co ukrywać, najlepszą na świecie. Jeszcze takiej przeciwniczki w Pucharze Świata nie miałam. Trzy lata temu walczyłam do ostatniego biegu z Petrą Majdić, ale Petra miała słabe strony. A Marit nie ma. Będę musiała być do końca sezonu taka jak w Tourze: nie popełniać błędów, mieć szczęście, być w życiowej formie i jeszcze mieć fantastycznie posmarowane narty. Sporo tego szczęścia naraz, ale z drugiej strony: kto by kilka tygodni temu powiedział, że ja się będę w ogóle liczyła w walce o Kryształową Kulę? Słyszałam, że mnie nawet na podium nie będzie. Ale zachowałam spokój. Mam tylko nadzieję, że po przyjeździe z Falun na stół operacyjny położę się sama. Nawet kulejąc, ale sama.

A potem, po kilku tygodniach rehabilitacji, dołoży sobie pani jeszcze więcej pracy, żeby z mistrzostw w Val di Fiemme przywieźć złoto?

Oczywiście. Przez planowany zabieg nie pobiegam sobie tej wiosny na Kamczatce, czego żałuję. Ale Kamczatka to była nowość, jeździliśmy tam od dwóch lat, a wcześniej pierwsze tygodnie po sezonie spędzałam na uczelni. Więc nie będzie to jakaś wielka zmiana dla organizmu, jeśli rehabilitacja pójdzie zgodnie z planem, to zacznę przygotowania w pierwszym tygodniu maja. Czyli wcześniej niż dotychczas. To 30 km w Val di Fiemme bardzo mnie kusi. Może przesadzam, może ryzykuję, ale jakbym się zastanawiała, czy mi nic nie pęknie, to bym nigdy nie doszła tu, gdzie jestem. Jak chcesz przeskoczyć na wyższy poziom, to musi boleć. Kto ryzykuje, ten pije szampana.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!