Przykre jest to, że pracuje się przez dwa i pół roku, a potem to idzie na marne w cztery i pół godziny. Trzy mecze i po wszystkim. Nikogo nie interesuje ta praca, tylko wynik na boisku. Wcale się temu nie dziwię. Teraz mam znacznie więcej doświadczeń niż przed turniejem. Ktoś nowy znajdzie się w takiej samej sytuacji jak ja wcześniej. Ale jestem mężczyzną i mam swój honor. Skoro umawiałem się z prezesem PZPN, że odejdę, jeśli Polska nie wyjdzie z grupy, to muszę słowa dotrzymać.
Przeanalizował pan już przyczyny?
Cały czas to robię. Czuję się za to odpowiedzialny, więc nie sypiam po nocach. Widzę mecz z Czechami, mimo że mam zamknięte oczy. Fatalnie się z tym czuję. Przez pierwsze trzy dni nie wychodziłem z domu, wyłączyłem telefon i nie oglądałem telewizji. Byłem wycieńczony do tego stopnia, że trudno mi było utrzymać w rękach szklankę. Przez wiele dni żyłem w wyjątkowym napięciu, potem nerwy puściły. Żona, która przeżywa to razem ze mną, powiedziała mi: wyjdź do ludzi. Nie zrobiłeś niczego złego, żeby się ukrywać. Nie jesteś przestępcą. Tylko przegrałeś. Wyszedłem, uświadomiłem sobie, że ludzie, jak dawniej, proszą mnie o autograf, chcą sobie zrobić zdjęcie, dziękują za emocje, jakich dostarczyła drużyna. Odżyłem, a z drugiej strony pogłębiło się uczucie smutku, że sprawiliśmy takim ludziom zawód. I to milionom ludzi.
Co by pan zrobił inaczej, gdyby można było cofnąć czas?
Jeśli odpowiem, że chyba nic, to ktoś powie, że nie wyciągnąłem żadnych wniosków. Ale kiedy analizuję przygotowania i przebieg meczów, to trudno mi znaleźć jakieś konkretne błędy, które miały wpływ na wynik.
Ale jeśli drużyna gra przez pół meczu z Grecją, potem lepiej z Rosją i znowu pół meczu z Czechami, to nie jest normalne. Trener powinien wiedzieć, dlaczego tak się stało.