Rzeczpospolita: Widzę, że ogląda pan powtórkę meczu Niemcy - Grecja. Nie widział pan meczu na żywo?
Janusz Zaorski:
Widziałem, ale mi się podobał, więc rzucam okiem. Niemcy świetnie grają. Do organizacji, wybiegania i kondycji, czyli tego, z czego są od dawna znani, dołożyli błyskotliwość. To się wydawało nie do pogodzenia, a im się udało. Joachim Loew jest odważnym trenerem, skoro w meczu ćwierćfinałowym zostawił na ławce Mario Gomeza i Lukasa Podolskiego, a postawił na młodych - Marco Reusa i Andre Schuerrle. Zagrali może nawet lepiej niż gwiazdy. To może mieć znaczenie w decydujących meczach. Tytuł mistrza świata lub Europy zdobywa zazwyczaj drużyna, która ma najlepszych rezerwowych.
Stawia pan na Niemców?
Są wielkim faworytem i logicznie rzecz biorąc powinni spotkać się w finale z Hiszpanią. Ale pamięta pan co się stało wiosną w rozgrywkach Ligi Mistrzów? Wszyscy stawiali na finał Real - Barcelona a zagrał Bayern z Chelsea. Kocham piłkę chociaż jest niesprawiedliwa. Hiszpanie grają znakomicie, ale widać w tej grze pewne rysy. Może brak Carlesa Puyola nie jest odczuwalny, ale miał on bardzo duży wpływ na drużynę. Widać natomiast brak Davida Villi i to, że trener Del Bosque czasami ma problem jak grać w napadzie. Z Fernando Torresem, Ceskiem Fabregasem czy w ogóle bez napastnika. A u Niemców wszystko gra. Są jak szwajcarski zegarek inkrustowany brylantami.