Syryjska wojna bez końca

Dwa lata po wybuchu powstania, konsekwentny w swoich działaniach jest tylko reżim w Damaszku

Publikacja: 08.03.2013 00:01

Nie wiadomo, dlaczego chłopcy z miasta Daraa wypisali na szkolnym murze, że Assad musi odejść. Bezpieka zwinęła ich tego samego dnia. Mieli od 8 do 14 lat. Funkcjonariusze koniecznie chcieli wiedzieć, kto kieruje „wywrotowcami".

Większość dzieci wypuścili następnego dnia. Były skatowane. Kiedy rodzice poszli po resztę, dowodzący lokalnym oddziałem pułkownik bezpieki odparł: „Zapomnijcie o waszych dzieciach. A jak nie macie innych, podeślijcie swoje żony do naszych funkcjonariuszy. Za was i w zamian za tamte, spłodzą wam nowe dzieci".

To było dokładnie dwa lata temu. Okrucieństwo oficera z miasta Daraa było iskrą, od której zaczęło się powstanie.  W ciągu kilku dni ogarnęło cały kraj. 15 marca reżim po raz pierwszy na protesty odpowiedział ogniem.

Dziś Syria usiana jest grobami. Nie żyje – wedle ostrożnych szacunków ONZ – ponad 70 tys. ludzi. Milion Syryjczyków uciekło z kraju. Połowa uchodźców to dzieci poniżej 11 roku życia. Na miejscu toczą się walki, podobno bardziej zaciekłe niż kiedykolwiek. Do Syrii zjechali bojownicy z najróżniejszych ugrupowań – z Al-Kaidą i Czeczenami włącznie. Opozycja wciąż się kłóci, zaś Zachód nadal rozważa, jak ją wesprzeć. I tylko niezmienny jest reżim, którego oddziały paramilitarne sieją grozę w miastach, krzycząc „Assad albo spalimy ten kraj".

Dwa dni temu ONZ alarmowała, że rebelianci uprowadzili 20 jej żołnierzy ze Wzgórz Golan (pilnowali zawieszenia broni po wojnie Jom Kipur w 1973 r.) Wczoraj powstańcy odpowiedzieli, że nikogo nie porwali, tylko wybawili z opresji, bo w rejonie toczą się ciężkie walki. Poprosili też o konwój, który bezpiecznie wywiezie żołnierzy ONZ.

Choć z Syrii regularnie napływają takie sprzeczne informacje, tocząca się tam wojna jest jednym z najlepiej udokumentowanych konfliktów. Nie dzieje się tak dzięki ONZ, bo jej obserwatorów nie ma w tym kraju od połowy ubiegłego roku. Reżim w Damaszku nie toleruje też mediów, których nie może kontrolować.

Mimo to przebieg wojny w Syrii można odtworzyć niemal dzień po dniu dzięki krótkim nagraniom z telefonów komórkowych, jakie do internetu wrzucają syryjscy powstańcy. Pod hasłem „wojna w Syrii" na YouTube znajdowało się wczoraj 203 tys. klipów. I są tam wszelkie możliwe dowody zbrodni: od bombardowań, ostrzału snajperskiego, po tortury i morderstwa dokonywane przy pomocy maczet.

W ostatnich dniach najwięcej nagrań jest z Ar-Rakka w północnej Syrii. Powstańczy Komitet Koordynacyjny z tego miasta podał, że od środy w nalotach lotniczych zginęło około 50 osób. Nie lepiej jest w Aleppo, do niedawna największym i najludniejszym syryjskim mieście. Z nagrań wynika, że teraz przypomina gruzowisko.

„Gdy wybucha bomba lotnicza, ludzie w ciągu góra 10 sekund muszą skryć się pod zadaszeniem. Tyle czasu zajmuje, nim gruz wyrzucony podczas eksplozji znów zacznie spadać, czasem z zabójczą siłą na odległość kilkuset metrów" – relacjonuje Kurt Pelda, reporter „Spiegla", który właśnie dotarł do Aleppo.

Kilka dni temu Wielka Brytania poinformowała, że dozbroi syryjskich powstańców. Wcześniej zapowiedziały to Stany Zjednoczone. Przy okazji debaty w mediach na ten temat, wyszło na jaw, że szefowie CIA, Departamentu Stanu i Departamentu Obrony już dawno nalegali, by pomóc powstańcom związanym z Wolną Armią Syryjską. Na miejscu coraz bardziej spektakularne sukcesy bowiem odnoszą radykałowie – także Al-Kaida – i w razie wygranej, mogą się upomnieć o władzę. Barack Obama, zajęty kampanią wyborczą, nie chciał się jednak zgodzić.

Teraz chce wysyłać do Syrii wozy opancerzone i kamizelki kuloodporne. Nie wiadomo tylko, kto będzie pośrednikiem, bo na Syryjską Radę Narodową, która zrzesza opozycjonistów na emigracji, raczej nie ma co liczyć.

O tym, jak bardzo skłócona jest ta organizacja, świadczą wydarzenia poprzedzające ubiegłotygodniowe spotkanie w Rzymie tzw. Przyjaciół Syrii.

Najpierw przewodniczący Rady Moaz al-Khatib ogłosił, że zbojkotuje spotkanie w proteście przeciw atakom rakietowym na Aleppo, w których zginęło ponad sto osób. Gdy amerykański Sekretarz Stanu osobiście poprosił go, by jednak przyjechał do Rzymu, zapowiadając zwiększenie pomocy, Khatib zmienił zdanie. Członkowie Rady – którzy wcześniej krytykowali bojkot przewodniczącego – teraz sami postanowili, że nigdzie nie pojadą. W ten sposób jedynym przedstawicielem opozycji w Rzymie był Khatib, bojkotowany przez organizację, której przewodniczy.

Nie lepiej było, gdy ogłosił on, że chce rozpocząć negocjacje z reżimem w Damaszku, by zatrzymać rozlew krwi. Jeden z członków Rady w przypływie szczerości wyznał dziennikarzom, że Rada nie popiera Khatiba, obawiając się że „za dużo może stracić, gdyby inicjatywa się nie powiodła".

Nie jest tajemnicą, że Rada zdominowana jest przez potężne Bractwo Muzułmańskie, które rządzi m.in. w Egipcie. To właśnie za jego pośrednictwem Zachód początkowo próbował słać pomoc humanitarną dla Syryjczyków, ale okazało się, że część darów nigdy nie dotarła na miejsce.

Jednocześnie komitety powstańcze, które działają na terytorium Syrii, w większości nie chcą mieć z Bractwem Muzułmańskim nic wspólnego. Oskarżają je o to, że po zwycięstwie nad reżimem w Damaszku, będzie chciało zawłaszczyć rewolucję i przejąć władzę.

Zresztą właśnie te działające na miejscu komitety proszą świat od dwóch lat w zasadzie tylko o jedno: o stworzenie strefy zakazu lotów, w której bezpieczni będą cywile. Biorąc pod uwagę, że uchodźców w państwach sąsiadujących z pogrążoną w wojnie Syrią wciąż przybywa i nie chcą one dłużej brać na siebie tego ciężaru, pojawiła się nadzieja, że i one zaczną naciskać na to właśnie rozwiązanie.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!