Według informacji „Rzeczpospolitej" w śledztwie dotyczącym małej afery taśmowej prokurator powoła biegłych do zbadania Falenty – w związku z jego twierdzeniami, iż jest w złym stanie psychicznym (ma stany depresyjne). Tymczasem – jak ustaliliśmy – prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Joanna Bitner uznała, że nie ma podstaw do złożenia zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa".
„Wszystkie bowiem informacje, jakie Sąd posiada w tej sprawie, pochodzą z Prokuratury. Prokurator dysponuje treścią pisma Marka F. i to Prokurator przekazał Sądowi to pismo w zakresie zawartego w nim wniosku o ułaskawienie" – odpowiada nam biuro prasowe Sądu Okręgowego w Warszawie. I dodaje, że „ewentualna ocena prawna treści zawartych w piśmie Marka F. – poza zawartym w nim wnioskiem o ułaskawienie – należy do kompetencji Prokuratury, będącej w posiadaniu tego pisma".
Wątpliwa wiarygodność
Dzisiaj tylko od Marka Falenty zależy, jak zakończy się ta sprawa. Jeżeli nie udowodni, że ludzie PiS maczali w tym palce – to poza kompromitacją nie poniesie żadnych konsekwencji – w tzw. małej aferze taśmowej Falenta jako podejrzany może bezkarnie mówić, co zechce – konfabulować, a nawet kłamać.
Na niekorzyść Falenty działa to, że dotychczas w głównym śledztwie ani przed sądem – na żadnym etapie – słowem nie zająknął się o jakiejkolwiek okoliczności podanej teraz w liście do prezydenta. – Był przekonany, że to, co robił, robił dla państwa i państwo to doceni. Tak się nie stało – mówi nam osoba z kręgu Falenty.
Biznesmen chciałby przyznania mu statusu świadka koronnego – taki wniosek złożył do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, bez większej nadziei na pozytywną decyzję w tym zakresie.
Do prokuratury nie dotarł dotąd wniosek mec. Romana Giertycha (pełnomocnik nagranych polityków – Radosława Sikorskiego i Jacka Rostowskiego), który w oparciu o rewelacje Falenty chce podjęcia umorzonego w 2015 r. śledztwa w sprawie „zorganizowanej grupy przestępczej", która nagrywała polityków w warszawskich restauracjach.