Włoskie telewizje w różnych sosach odgrzewają cztery mundialowe sukcesy squadra azzurra. Pokazują mecze przeplatane wywiadami, czarno-białe filmy sprzed wojny, hiszpański tryumf w 1982 roku i berlińską noc sprzed 8 lat. Telewizja RAI nadaje cykl programów poświęconych niezapomnianym drużynom, także polskiej z 1974 roku. Zaproszono mnie do tej audycji jako Polaka i świadka wydarzeń. W czasie programu Włosi dzwonili, esemesowali i żywo komentowali na stronie internetowej RAI grę Deyny, Laty i Tomaszewskiego. Italia pamięta.
Turniej jak zwykle usadzi futbolocentryczną Italię przed telewizorem. Z setki najliczniej oglądanych programów w ciągu ostatnich dziesięciu lat na pierwszych 50 miejscach są mecze futbolowe z berlińskim finałem w 2006 r. na czele (blisko 30 mln widzów, a więc połowa populacji). Dlatego pisma i programy telewizyjne dla pań to ostatnio głównie instrukcje obsługi męża lub partnera w krytycznym dla związków czasie mundialu.
Kobiecy dodatek do „Corriere della Sera" tłumaczy, że z mężem jak z futbolem: najważniejszy jest timing. I radzi, żeby drobne sprawy załatwiać w czasie meczu, najlepiej stając przed ekranem, ale z poważniejszymi poczekać na wiktorię squadra azzurra.
Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że na tym turnieju o włoskie wiktorie może być bardzo trudno. Z jednej strony futbolowy związek wypłaci piłkarzom premie dopiero wtedy, gdy drużyna zakwalifikuje się do półfinału, a z drugiej fachowcy, nawet kapitan Gianluigi Buffon, twierdzą, że ten zespół stać co najwyżej na ćwierćfinał. Tym bardziej że jak z papierowych kalkulacji wynika, wówczas na drodze Włochów staną artyści z Hiszpanii.
Buffon mówi skromnie: „Zdajemy sobie sprawę, że dziś pół stopnia wyżej od nas stoją Brazylia, Argentyna, Hiszpania i Niemcy. My jesteśmy w grupie outsiderów z Francją, Urugwajem, Anglią i Holandią".