Rz: Dla swojej klientki domaga się pan od szpitala św. Rodziny miliona złotych odszkodowania. Dlaczego akurat tyle?
Mec. Marcin Dubieniecki: W Polsce mamy taką kulturę prawną i praktykę orzecznictwa sądowego, że ta kwota może się wydawać bardzo duża, ale jeśli popatrzymy obiektywnie na rozdźwięk sprawy, rozmiar traumy, jakiej doświadczyła moja klientka, i skutki, jakie może ona mieć dla niej w przyszłości, wydaje się zasadna. Fakt, że miała wolę wykonania zabiegu przerwania ciąży, może się dla niej wiązać w przyszłości z określonymi konsekwencjami – ze strony pracodawcy, środowiska, które może ją odtrącić. Ludzie mogą reagować różnie.
Już dziś moja klientka i jej mąż ponoszą koszty w postaci silnej depresji. Nie wiadomo, czy klientka jeszcze kiedykolwiek będzie się starała mieć dziecko i czy będzie mogła je mieć.
Milion złotych to niedużo, jeśli patrzymy na to pod kątem pieniędzy, które można przekazać na fundację. Ale to sprowadza się tylko i wyłącznie do praktyki sądowej. Może trzeba ją zmienić, by kwoty zadośćuczynienia były większe, a lekarze, którzy odmawiają wykonania aborcji, gdy jest ona uzasadniona, lub powołują się na jakieś przepisy, które potem nie mają uzasadnienia w rzeczywistości, ponosili większą odpowiedzialność.
Czyli reprezentując tę kobietę, chce pan zmienić polską rzeczywistość?