Rzeczpospolita: Krym pozostał bez ukraińskiego prądu. Czy rosyjskie władze poradzą sobie z tą sytuacją?
Andrij Klimenko: Półwysep jest w stanie zabezpieczyć sobie jedynie 25 proc. potrzebnej energii elektrycznej. Reszta to dostawy z Ukrainy. Krym jest całkowicie sparaliżowany i żadne generatory prądu nie uratują sytuacji. Generatory potrzebują paliwa, którego Rosja nie jest w stanie dostarczyć tam w tak dużej ilości. Połączenie jest jedynie promowe.
Strona rosyjska twierdzi, że pod koniec grudnia zostanie wybudowana pierwsza linia energetyczna przez Cieśninę Kierczeńską.
Linia ta jedynie w połowie zapełni lukę. Budowa drugiej linii całkowicie uniezależni energetycznie Krym od Ukrainy. Muszą jednak wybudować odpowiednią infrastrukturę, a to nie dzieje się szybko. Ważniejsze jest to, że Rosja nie ma takich technologii i zlecenie przyjęła firma chińska. Chińczycy bezprawnie budują tę linię już od połowy października. Żadna europejska ani amerykańska korporacja się na to nie zgodziła. Ukraińskie władze powinny bić na alarm w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, ponieważ Chiny pogwałciły prawo międzynarodowe.
Tyle że od aneksji Krymu minęło już półtora roku, a Kijów dopiero teraz wstrzymał współpracę handlową z okupowanym terytorium. Dlaczego ukraińskie władze są tak powolne w tej kwestii?