Chciałoby się powiedzieć: program ciepłej wody w kranie Donald Tusk przeniósł z Warszawy do Brukseli. Ale to byłoby niesprawiedliwe, bo brak wizji na przyszłość to przypadłość wszystkich przywódców Unii, a nie tylko przewodniczącego Rady Europejskiej.
Pod koniec tego tygodnia były polski premier spotka się w Bratysławie z prezydentami i szefami rządów 27 krajów, które mimo Brexitu chcą pozostać w Unii. Trzy miesiące od referendum, które zadało niezwykle dotkliwy cios zjednoczonej Europie, będą szukali sposobu na przełamanie kryzysu integracji, pomysłu, jak znów rozbudzić entuzjazm do Wspólnoty.
Zjednoczonemu Królestwu zarzucano, że blokuje wiele projektów rozwoju Unii. Ale teraz, gdy Brytyjczycy są na wylocie, nowe hasło eurokratów „mniej obiecywać, więcej robić" nie zdoła ukryć smutnej prawdy, że pozostała „27" nie wie, co nowego mogłaby robić razem.
Technikalia zamiast nowych idei
Dokument, który przygotowały dla przywódców Unii służby Tuska, jest żenująco miałki. Koncentruje się na dwóch obszarach, które są priorytetem dla Europejczyków: wzmocnienie bezpieczeństwa i przełamanie gospodarczego marazmu. Jednak w żadnym z nich nie ma idei nowych, a tym bardziej rewolucyjnych. Takich na miarę ogromnych wyzwań, przed którymi staje dziś Europa.
Europejscy politycy zapomnieli, że celem integracji jest zapobieganie konfliktom i pojednanie między narodami, za co warto zapłacić