Granica grozy. Bezkarni migranci, bezradne służby

Pogranicznicy, policjanci, żołnierze mierzą się na polsko-białoruskiej granicy z wyzwaniami, jakich dotąd nie znali. Śmierć młodego żołnierza, który zginął ugodzony nożem, uświadomiła wszystkim grozę sytuacji.

Publikacja: 08.06.2024 12:20

Żołnierz na granicy polsko-białoruskiej w miejscowości Stare Masiewo

Żołnierz na granicy polsko-białoruskiej w miejscowości Stare Masiewo

Foto: PAP, Artur Reszko

Kamienie, płonące konary drzew, noże, paralizatory, metalowe kulki wystrzeliwane z procy z ogromną siłą, czy wreszcie prowizoryczne dzidy, takie, której cios okazał się śmiertelny dla 21-letniego żołnierza Mateusza Sitka, młodego chłopaka, który jako szeregowy był jednym z wielu skierowanych na granicę – migranci sterowani przez białoruskie władze w tym roku dokonali 17 tys. prób sforsowania granicy Polski z Białorusią. Broniący jej mają do czynienia z agresją na niespotykaną dotąd skalę. Migranci są w niej bezkarni, polskie służby  bezradne.  Zmieniamy to  zapewnia nas Czesław Mroczek, wiceszef MSWiA.

Celowane ataki. Czym atakują migranci

Młodego żołnierza cios od noża dosięgnął w chwili, kiedy zbliżył się do zapory, by załatać w niej wyrwę. Ostrze noża wbił mu w pierś mężczyzna, który wcześniej próbował w grupie innych sforsować polską granicę. To pokazuje perfidię, z jaką atakuje druga strona, inspirowana i prowokowana przez białoruskie służby.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Mateusz Sitek zginął, broniąc granicy. Czas przypomnieć sobie, co jest ważne

Służba na granicy stała się wyczerpująca fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie, zwłaszcza nocą. Napięcie jest ogromne.

Nie wiadomo z której strony nastąpi atak, poleci grad kamieni, metalowe kulki z prowizorycznych procy wystrzeliwanych z gum rozpiętych między drzewami, od których uderzenie w głowę może zabić – opowiada nam jeden z funkcjonariuszy.

Nikt nie wie, czy zza krzaka ktoś nie wyskoczy z nożem – mówią ci, którzy byli na granicy.

Nieustanny stres, zmęczenie, wyczerpanie  organizm w takich warunkach inaczej funkcjonuje. 

Niewiele potrzeba, żeby padł strzał, choć na te mundurowi decydują się w ostateczności. Również dlatego, że później muszą się z nich tłumaczyć  zarzuty dla dwóch żołnierzy (co ujawnił Onet) są tego dowodem.

Sama śmierć młodego żołnierza mocno nadwyrężyła kondycję psychiczną kolegów z jego 1. Brygady Pancernej. Na miejsce przyjechał nawet ich dowódca, by tchnąc w nich „nowego ducha”. 

Migranci sterowani przez białoruskie służby mają zainstalowane „bazy”, kryjówki, mogą wśród nich być nawet wagnerowcy. Ich ataki są coraz bardziej perfidne. Atakują czym się da, rzucając w stronę patroli nawet słoiki z fekaliami – jest to nie tyle groźne, co upokarzające.

Czytaj więcej

Strzały na granicy z Białorusią. Wiemy, ile razy wojsko użyło broni

Wykorzystują teren dla siebie dogodny, a nieprzyjazny dla polskich służb. Tak jak w przypadku ataku z końca maja, w miejscu, gdzie nie ma zapory, a jedynie zasieki z drutu.  Nasi ludzie grzęźli w głębokiej trawie, na nierównym, podmokłym terenie, usianym dołkami z wodą – mówi nam jeden z mundurowych.

Właśnie ze względu na obciążenie, system jest rotacyjny – po dwóch tygodniach jedne ekipy wracają do domu, inne przyjeżdżają. Państwo płaci za ten dodatkowy trud pogranicznikom 540 zł dodatku granicznego, a żołnierzom  400 proc. diety za pełną dobę, czyli 180 zł.

Policjant z pustą kaburą

Armatki wodne, ręcznie miotacze gazu, pieprzu, tarcze, pałki – to podstawowy „arsenał”,  jakim funkcjonariusze pilnujący granicy powstrzymują nacierające grupy rozjuszonych migrantów. Walka jest nierówna. Polskie przepisy wiążą ręce funkcjonariuszom, na szkoleniach uczy się ich, by sięgali po broń w ostateczności. Mają ją przy sobie żołnierze i pogranicznicy.  Białoruś chce nas sprowokować, nawet upozorować śmierć z naszej winy. My to wiemy i nie możemy ulegać emocjom  tłumaczy jeden z naszych rozmówców.

Wśród pilnujących granicy funkcjonariuszy nigdy nie było tak wielkiej frustracji jak teraz. Zapora, która miała chronić  jest rozrywana w 40 sekund lewarkiem do podnoszenia auta, kamery rejestrujące ruch podnoszą alarmy  tyle że aż w 60 proc. to fałszywki  bo rejestrują ruch polskich funkcjonariuszy.  Praca setek ludzi dzień w dzień idzie w gwizdek  mówią. Nie jest lepiej, jest gorzej.

Czytaj więcej

Posiedzenie RBN odbędzie się przy granicy? "Poważna sprawa"

Mimo arsenału środków, funkcjonariusze czują się bezbronni. Dlaczego?

Policjanci dotąd chodzili z pustymi kaburami. Dopiero od piątku, w efekcie eskalacji zdarzeń z ostatnich tygodni, zdecydowano, że mogą nosić przy sobie broń osobistą. Decyzję o tym podjął dowodzący funkcjonariuszami na miejscu. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej?

Bo kierowano się zasadami, jakie obowiązują w pododdziałach zwartych, a te mówią, że podczas zabezpieczeń np. demonstracji, policjanci nie mają przy sobie broni ostrej (w tłumie ktoś mógłby ją wyrwać) – jest ona na wyposażeniu i w razie potrzeby szybko dostarczona. Tyle że sytuacja na granicy to nie demonstracja.

Przepisy się nie zmieniły, tyle tylko, że zadziałała presja mediów i internetu i ktoś poszedł po rozum do głowy – komentuje jeden z policjantów.

Od 4 czerwca na polsko-białoruskiej granicy jest łącznie 370 policjantów (250 nowo oddelegowanych) głównie z prewencji, ale też i drogówki, przewodników z psami i kontrterrorystów. Dotychczas była to jedna kompania 60 osób na 260 km granicy.

Ich rola zasadniczo się zmieniła. Wcześniej działali w pasie przygranicznym, kontrolując pieszych i samochody, zatrzymując migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę i przewożących ich kurierów.

Czytaj więcej

Armatki wodne na granicy z Białorusią. Minister ujawnia szczegóły

- Teraz policjanci poruszają się bezpośrednio w pasie granicznym patrolując ten teren – tłumaczy Katarzyna Nowak, rzeczniczka KGP.

Kiedy mogą sięgnąć po broń – określa to ustawa o policji. Np. przy bezpośrednim zagrożeniu życia i zdrowia, bezpośrednim zamachu, w pościgu.  Środki przymusu bezpośredniego muszą być użyte adekwatnie do zagrożenia. Zawsze jest zasada gradacji – od najmniej dotkliwego do najcięższego, jak użycie broni palnej – wskazuje Katarzyna Nowak. Takie same zasady dotyczą pograniczników i żołnierzy, którzy na granicy podlegają Straży Granicznej. 

Nigdy nie wiadomo jak będzie zinterpretowane użycie broni, stąd sięganie po nią to ostateczność. Ale jest takie powiedzenie „lepiej, żeby cię trzech sądziło, niż sześciu niosło”  zauważa jeden z mundurowych.

Tylko pałka i broń ostra

Obrona granicy to nie działania wojenne  żołnierze delegowani na granicę mają tam tylko uprawnienia Straży Granicznej i jej podlegają. Jej zasady można określić krótko: obrona, a nie atak.

W efekcie żołnierz na granicy ma w sumie tylko pałkę i broń palną, której może użyć jako ostrzeżenie, a więc strzelać w górę. W nic pośredniego ich nie wyposażono  mówi nam jeden z wojskowych.

Czesław Mroczek, wiceminister spraw wewnętrznych w rozmowie z „Rz” przyznaje, że dotychczasowe zasady i techniki na granicy nie sprawdziły się.  Te, które były, nie były właściwe do radzenia sobie z agresywnymi grupami posiadającymi niebezpieczne przedmioty. A z takimi mamy teraz do czynienia  wyjaśnia. Zmiany  w taktyce służb na granicy w zakresie wyposażenie i wyszkolenia  wprowadzono tuż przed tragiczną śmiercią żołnierza Sitka. A po jego śmierci  zakazano przebywania funkcjonariuszom przy zaporze.

Czytaj więcej

Ks. Mirosław Tykfer: Na granicy z Białorusią wciąż umierają ludzie

Ściągnięci ostatnio na granicę policjanci, w dużej mierze instruktorzy, mają wyszkolić żołnierzy i pograniczników do radzenia sobie z tłumem. Sprowadzono także ciężki sprzęt policyjny  specjalne wozy opancerzone. Pogranicznicy w patrolach otrzymali broń gładkolufową. W czwartek po raz pierwszy użyto jej wobec grupy imigrantów.  Przyniosło to efekty, bo migranci musieli się wycofać  dodaje minister Mroczek.

Od lutego Straż Graniczna alarmowała, że migranci nie reagują już na strzały ostrzegawcze, ponieważ wiedzą, że polskie służby nie mogą do nich strzelać. Takich ostrzegawczych strzałów żołnierze oddali w tym roku blisko 1,2 tys.

MSWiA ma sukcesywnie wyposażać wszystkie służby w umundurowanie i sprzęt jaki dotąd posiadała tylko policyjna prewencja  tarcze, specjalne hełmy, broń na gumowe pociski.

Funkcjonariuszka SG, która udzielała pierwszej pomocy rannemu, ugodzonemu nożem koledze, nie miała chroniącego ją nakrycia głowy. Mogła dostać kamieniem czy dzidą, bo migranci i wtedy nie przestali ich rzucać – zauważa jeden z naszych rozmówców.

Kamienie, płonące konary drzew, noże, paralizatory, metalowe kulki wystrzeliwane z procy z ogromną siłą, czy wreszcie prowizoryczne dzidy, takie, której cios okazał się śmiertelny dla 21-letniego żołnierza Mateusza Sitka, młodego chłopaka, który jako szeregowy był jednym z wielu skierowanych na granicę – migranci sterowani przez białoruskie władze w tym roku dokonali 17 tys. prób sforsowania granicy Polski z Białorusią. Broniący jej mają do czynienia z agresją na niespotykaną dotąd skalę. Migranci są w niej bezkarni, polskie służby  bezradne.  Zmieniamy to  zapewnia nas Czesław Mroczek, wiceszef MSWiA.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wojsko
Kolejne kontrowersje wokół black hawków. „Finansowanie takie jak w przypadku Pegasusa”
Wojsko
SKW bierze pod lupę ludzi Błaszczaka. Prokurator bada też wniosek Giertycha
Wojsko
Koniec postępowania wobec gen. Gromadzińskiego. SKW odcina go od informacji niejawnych
Wojsko
Problemy z rekrutacją do uczelni wojskowych. MON walczy z wiecznymi studentami
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Wojsko
Ustalenia w sprawie zabójstwa na granicy. Sprawca może uciec do Syrii