Wojna hybrydowa, zainicjowana przez Putina i Łukaszenkę, trwa. Nikt jej nie kwestionuje, nawet jeśli docierają do nas informacje o migrantach przybywających do Białorusi nowymi drogami. W świadomości obywateli wielu krajów, z których pochodzą uchodźcy, ścieżka białoruska obudziła nadzieja na nową, krótszą drogę do Europy. I to drogę bezpieczniejszą. Mamy aktualnie do czynienia z napływem migrantów zarządzanym przez władze białoruskie za pomocą transportu lotniczego, ale także z ludźmi przybywającymi tam nowymi drogami lądowymi. Taki zapewne był pierwotny zamiar władz także rosyjskich, aby uruchomić procesy, które będą napędzać się same i powoli zwiększać skalę niekontrolowanego napływu uchodźców do Europy. Te oczywiste fakty nazywam kryzysem geopolitycznym, który dotyka także inne kraje za naszą wschodnią granicą. A konkluzję, że kryzys ten ułatwia ewentualny atak militarny ze Wschodu, traktuję za zupełnie oczywistą.
Uchodźcy uwięzieni w lesie
Zakładam, że wielu czytelników może jednak – ciągle niestety – nie mieć wiedzy, że to nie jest cały obraz sytuacji na granicy i że tam wciąż mamy do czynienia z kryzysem humanitarnym. Wobec uchodźców nadal stosowane są bowiem pushbacki, które zatrzymują ich w lesie, z którego nie ma przejścia ani na stronę polską, ani w kierunku Białorusi. A nawet jeśli czasem udaje się im do Białorusi powrócić, zawsze jest to podróż bardzo niebezpieczna. Ponadto poza grupą uchodźców, która w jakiś sposób pokona zaporę i idzie dalej na Zachód, są jeszcze osoby, które oczekują w lesie na pomoc, ponieważ są przemoczone i zziębnięte po sforsowaniu rzeki czy bagnistego terenu, poranione do żywego mięsa od concertiny czy też ze złamaniami kończyn, uszkodzeniami kręgosłupa, często w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Działania aktywistów nadal muszą sprowadzać się do wyścigu z czasem, by przed strażą graniczną – zanim zastosuje ona pushback – dotrzeć do tych osób i udzielić im pierwszej pomocy. Pomijam inny, równie trudny do zaakceptowania – i prawnie, i moralnie – wątek związany z możliwością składania wniosku o azyl. To bowiem, co sygnalizują organizacje i osoby bezpośrednio zaangażowane w pomoc na granicy – a mam z nimi stały, bezpośredni kontakt – to fakt, że pomoc humanitarna często nie jest udzielana lub udzielana jest w sposób niewystarczający: i po tej, i po tamtej stronie granicy.
Czytaj więcej
Ludzie z pogranicza to herosi – mówi bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady ds. Migracji, Tury...
Zwrot narracji
Reakcja poprzednich władz państwowych wobec prób destabilizacji polskiej granicy za pomocą uchodźców była przewidywalna. Rząd, który chciał być strażnikiem bezpieczeństwa narodowego, postanowił zwiększyć ilość wojska i straży wzdłuż całej granicy. Początkowo wprowadził także zakaz wstępu w pasie nadgranicznym, który po kilku miesiącach znacznie złagodził, w międzyczasie stawiając tam zaporę. Niektórzy posłowie PiS zapewniali wtedy, że władze rządowe spotykają się z przedstawicielami ówczesnej opozycji, aby wyjaśnić kwestie związane z bezpieczeństwem narodowym i zagrożeniami ze strony Rosji. Rozmowy za zamkniętymi drzwiami wymagały dyskrecji i czasami pełnej tajemnicy. Zakładam, że tak rzeczywiście było. Mimo to opozycja stanowczo krytykowała działania rządu. Wystarczy przywołać wsparcie, jakiego wtedy udzieliła ona filmowi „Granica” Agnieszki Holland w kontrze wyborczej do obozu rządzącego. Pamiętamy także działania podejmowane przez niektórych polityków opozycji tam na miejscu. Miały one charakter symboliczny, ponieważ nie można było wówczas pomagać uchodźcom bezpośrednio. Trudno odbierać im intencje, rzeczywiście szczere. A przynajmniej nie można ich kwestionować zbyt pochopnie. Choć trudno też nie zauważyć, że miały one wówczas swoją nośność medialną, która dzisiaj krzycząco przeczy narracji nowej władzy.
Czytaj więcej
- Trzeba zmienić politykę, stworzyć nowy sposób funkcjonowania w niej, by unikać zwarcia i robić...