Zdaniem SO wyrok ten być może właściwy w realiach USA, ale w warunkach polskich jest rażąco wygórowany, niewspółmierny do krzywdy, czym narusza tzw. klauzulę porządku publicznego. Jego uznanie byłoby sprzeczne z podstawowymi zasadami porządku prawnego RP. Bez takiego uznania amerykański wyrok nie ma mocy prawnej na terenie Polski.
Pozwanymi w tej sprawie są Agencja Wydawniczo-Reklamowa "Wprost" i Marek Król, ówcześni wydawca i redaktor naczelny tygodnika. Poszło o tekst z 2005 r. "Konspiracja Cimoszewiczów", w którym Jan Fijor oskarżył mieszkającą w USA córkę Włodzimierza Cimoszewicza i jej rodzinę o nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji PKN Orlen. Cimoszewicz-Harlan i jej mąż Russell Harlan pozwali "Wprost" do sądu cywilnego w Karolinie Południowej, gdzie mieszkają, a następnie do sądu hrabstwa Cook pod Chicago, który wydał wyrok zaoczny. Ponieważ ani wydawca, ani naczelny pisma się nie odwołali, wyrok się uprawomocnił.
Opiewa on na 5 mln USD, z czego 1 mln to zadośćuczynienie podobne do polskiego, a 4 mln to "odszkodowanie karne", swego rodzaju polska nawiązka. Żeby jednak wyrok zagraniczny można było egzekwować w Polsce, musi być stwierdzona jego wykonalność przez polski sąd – i o to jest ta sprawa.
SO skupił się na dwóch kwestiach: zawiadomieniu pozwanych o amerykańskiej sprawie oraz tzw. klauzuli porządku publicznego.
Recepcjonistka we "Wprost" zeznała, że nie pamięta, czy odbierała jakąś korespondencję od sądu w USA, ale było jej pokwitowanie i sąd polski uznał, że wydawnictwo było prawidłowo zawiadomione. Nie był natomiast prawidłowo zawiadomiony Marek Król. Tym samym pozbawiony był możliwości obrony, co jest z jedną z przesłanek odmowy uznania zagranicznego wyroku (art. 1146 kodeksu postępowania cywilnego).