To sedno czwartkowej uchwały Sądu Najwyższego.
Składający pozwy w Polsce wciąż będą mieli problemy, jeśli nie ustalą miejsca zamieszkania pozwanego, choćby wiedzieli, gdzie pracuje, spotykali go na ulicy czy oglądali w telewizji.
Problem ten dotknął też Krzysztofa M., obecnie osadzonego w zakładzie karnym (ale osadzony ma przecież prawo do sądu), który domaga się od Skarbu Państwa i Anny W., zatrudnionej w olsztyńskim Sądzie Okręgowym na stanowisku administracyjnym, 150 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdę, jakiej miał doznać w związku z czynnościami sędziów i pracowników tego sądu.
Nie podał miejsca zamieszkania Anny W., ponieważ nim nie dysponuje, ale miejsce pracy, tj. SO w Olszynie, który bez problemów mógłby jej pozew doręczyć.
Na przeszkodzie stoi jednak – w każdym razie tak uznał sędzia rozpoznający tę sprawę (dodajmy, że nie tylko on tak uważa) – art. 126 kodeksu postępowania cywilnego, który stanowi, że pierwsze pismo kierowane w sprawie sądowej, a najczęściej jest to pozew, powinno wskazywać miejsce zamieszkania pozwanego. Jeśli go nie zawiera, sąd wzywa powoda do podania adresu, a gdy tego nie zrobi, zwraca pozew ze skutkiem, jakby nie był złożony.