Akta postępowania śledczego mogą być czytane i odpisywane przez uczestników tego postępowania tylko za zgodą gospodarza śledztwa – prokuratora. Taka niebezpieczna blankietowość przepisu procedury karnej niepokoi rzecznika praw obywatelskich Jest to przykład normy prawnej tak ogólnej, że przy złej woli odmowa zapaść może w każdej sytuacji. Można więc być podejrzewanym i aresztowanym, a nie znać dokumentów i zeznań, które stały się podstawą takich kroków.
Ta sama reguła figurowała w procedurze karnej z czasów PRL. Zmienił się ustrój państwa i kodeks postępowania karnego, ale przepis składający losy podejrzanego w ręce oskarżyciela pozostał nietknięty. To prawda, że już na swym początku procedura karna z 1997 r. nakazuje wszystkim władzom prowadzącym postępowanie karne uwzględniać okoliczności przemawiające „zarówno na korzyść, jak i niekorzyść”. Trudno jednak dopatrzyć się przestrzegania tego nakazu w praktyce prokuratorskiej. Cała tradycja prokuratury dowodzi przeważającej jednostronności jej poczynań.
Okoliczności korzystne dla podejrzanego rzadko dochodzą do liczącego się głosu i są honorowane w śledztwie.
Jesteśmy świadkami długotrwałej dyskusji na temat nadużywania aresztu, czasu jego trwania i kosztownych dla państwa tego skutków.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zasądza autorom skarg z Polski znaczne sumy za popełnione błędy i niedbalstwa w tej dziedzinie. Otóż ich początek daje właśnie ochrona tajemnicy akt śledczych nieudostępnianych obrońcom i podejrzanym. Często słyszymy, że akta skrywają informacje, które podniesione przez adwokata przed sądem stosującym areszt otworzyłyby niejednemu drzwi aresztu albo wywarły pożądany wpływ na wysokość kaucji pieniężnej. W ślad za dawnym gumowym prawem podąża dawna praktyka i sędzia z reguły uwzględnia wniosek prokuratora o stosowanie aresztu. W dodatku areszt stosowany jest najczęściej przez sędziego młodego, bez większego doświadczenia.