Z grupowego dochodzenia odszkodowania wycofała się właśnie grupa powodzian, mieszkańców podkrakowskiego Bieżanowa Starego i Złocienia zrzeszonych w komitecie Dolina Serafy.
– Sześć razy byliśmy zalewani w tym roku z winy urzędników, zapaliliśmy się więc do pozwu zbiorowego, ale widzimy, że jest dla nas zbyt ryzykowny – mówi Anna Mroczek, ich przedstawicielka, z zawodu ekonomistka. – Obawiamy się zwłaszcza kosztów ekspertyz i analiz, które sąd może zarządzić, a ta procedura nie przewiduje zwolnień z kosztów sądowych.
W Krakowie jest inna grupa: poszkodowanych otwarciem śluzy na zbiorniku na Dłubni, niewielkim, ale, jak się okazuje, groźnym lewym dopływie Wisły, zalanych w jednej z późniejszych tegorocznych lokalnych powodzi.
[srodtytul]Rozbieżne żądania[/srodtytul]
– Największą trudność sprawia ustalenie jednakowego zryczałtowanego żądania. Jeżeli mam klienta, który swoją szkodę oszacował na 77 tys. zł, i dwóch, którzy szacują swoje na 60 tys. zł, to nie mogą żądać więcej niż po 60 tys. zł. Sąd nie zasądzi bowiem ponad szkodę. Ten trzeci musi zatem zrezygnować z 17 tys. zł – wskazuje Marcin Kosiorkiewicz, krakowski adwokat, który prowadzi (organizuje) tę sprawę.