– Napaść czy znieważenie takiej osoby traktowane jest jak atak na państwo i na polskie prawo, bo funkcjonariusz publiczny wykonuje obowiązki nałożone na niego przez państwo. Sprawca może się więc spodziewać surowszej kary – tłumaczy płk Maciej Karczyński, były policjant CBŚ i były rzecznik Komendy Stołecznej Policji oraz ABW.
Szczepiący doceniają troskę ministra zdrowia, ale mają wątpliwości, czy zaostrzenie kar powstrzyma napastników.
– Lepiej mieć ochronę prawną niż nie, ale sam status nie ratuje przed agresją. Nie wiązałabym więc z tym szczególnych nadziei. Jeśli ktoś chce zrobić komuś krzywdę, to status ofiary go nie powstrzyma – mówi dr Tomasz Zieliński, wiceszef Porozumienia Zielonogórskiego, lekarz rodzinny prowadzący punkty szczepień w dwóch gminach na Lubelszczyźnie.
A eksperci z Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego sugerują, że skuteczniejsze byłoby zapewnienie medykom rzeczywistej ochrony i policjantów czy ochroniarzy. To jednak kosztuje.
– Ochrona z prawdziwego zdarzenia, potrafiąca obezwładnić agresora, powinna pojawić się nie tylko w punktach szczepień, ale również w szpitalach, w oddziałach ratunkowych czy w izbach przyjęć, gdzie regularnie dochodzi do karczemnych awantur często zakończonych rękoczynami. Pacjenci są zdenerwowani, walczą z bólem i czasem reagują gwałtownie. Zdarzają się też osoby niepoczytalne, zagrażające sobie i innym. A ponieważ ochrona ogranicza się zwykle do emeryta, nierzadko z grupą inwalidzką, obrywa personel medyczny – mówi Filip Płużański, koordynator ds. szczepień szpitala w Łowiczu.
Matylda Kłudkowska, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych, którzy również mają uprawnienia do szczepień, zauważa, że agresja wobec szczepiących zaczęła się w internecie.