Kwoty zasądzane od towarzystw ubezpieczeniowych dla ofiar wypadków komunikacyjnych czy błędów medycznych są coraz wyższe. Zadośćuczynienia rosną, ale w ślad za tym pojawiło się zjawisko różnicowania ich wysokości.
– Kobieta, której amputowano części ciała wskutek błędu lekarza, w sądzie w Katowicach dostała 150 tys. zł, a w niemal identycznej sprawie sąd warszawski przyznał innej 400 tys. zł – obrazuje radca prawny Jolanta Budzowska, która prowadzi wiele procesów w imieniu ofiar pomyłek medycznych.
Potrzebna jest standaryzacja
Czy zatem sędziom nie przydałyby się jakieś kryteria, które pomogłyby im obiektywizować czy wręcz ujednolicać zasądzane sumy? Z postulatem opracowania wytycznych pozwalających przewidywać wysokość zadośćuczynień wystąpiło ostatnio środowisko firm ubezpieczeniowych.
Jolanta Budzowska jest zwolenniczką standaryzacji. – Poza procentem uszczerbku na zdrowiu nie ma dających się zmierzyć kryteriów oceny, jaka suma jest odpowiednia w danej sytuacji. Z dwóch osób, które doznały podobnej szkody, jedna może dostać w sądzie dużo więcej niż druga – mówi. Jej zdaniem bywa, że sędziowie po prostu nie wiedzą, jakie zadośćuczynienia są orzekane w innych sądach, co powoduje, że ustalenie rekompensaty jest zbyt dowolne.
Mikołaj Wild z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, który przeanalizował orzecznictwo w takich sprawach, ocenia, że brak jasnych kryteriów szacowania zadośćuczynień najbardziej uderza w pokrzywdzonych, którzy nie wiedzą, o jakie sumy mogą się ubiegać.