W marcu tego roku Sąd Najwyższy orzekł, że pasażerowie mają tylko rok na wystąpienie przed sądem o odszkodowanie za opóźniony lub odwołany lot. Wcześniej w orzecznictwie były rozbieżności. Przyjmowano zarówno roczny, jak i dwuletni, a nawet dziesięcioletni termin przedawnienia. Na złożenie skargi do prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego i żądanie – w zależności od dystansu – 250, 400 lub 600 euro nie było terminu przedawnienia. Pasażer mógł dochodzić swoich uprawnień w dowolnym czasie, nawet po dziesięciu latach.
To się zmieni. Zgodnie z projektem nowelizacji prawa lotniczego na złożenie skargi pasażer będzie miał rok. I to niezależnie od tego, czy zdecyduje się na drogę sądową czy administracyjną.
Zmieni się też przebieg postępowania. Pojawi się nowa instytucja - rzecznik praw pasażera, który będzie mediował między pasażerami a przewoźnikiem, by zbliżyć ich stanowiska.
– Sprowadza się to do pozbawienia pasażerów możliwości uzyskania decyzji administracyjnej wydawanej dotychczas przez prezesa ULC. W rezultacie nie będą mogli złożyć skargi do sądu administracyjnego i wystąpić do sądu powszechnego z wnioskiem o nadanie klauzuli wykonalności. Stracą więc prostą ścieżkę egzekucji należnego im odszkodowania od przewoźników lotniczych – mówi Eryk Bodgas, adwokat zajmujący się sprawami pasażerów. I ocenia, że to znaczne ograniczenie praw pasażerów.
Zgodnie z treścią orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE pasażerowie opóźnionych lotów mogą powoływać się na prawo do odszkodowania przewidzianego w art. 7 rozporządzenia (WE) nr 261/2004, jeżeli przybędą do miejsca docelowego z przynajmniej trzygodzinnym opóźnieniem. Nie dostaną jednak pieniędzy, jeśli przewoźnik lotniczy jest w stanie dowieść, że odwołanie lub duże opóźnienie lotu było spowodowane nadzwyczajnymi okolicznościami, których nie można było uniknąć mimo podjęcia wszelkich racjonalnych środków. Chodzi o okoliczności, które pozostają poza zakresem skutecznej kontroli linii lotniczych.