Odwołana zostaje w ten sposób – na razie na próbę – jedna z kluczowych zasad tenisa, znana w angielskiej wersji każdemu grającemu profesjonalnie: coaching is not allowed.
Na temat samotności tenisisty na korcie powstało przez lata wiele uduchowionych tekstów, cała literatura przedmiotu. Umiejętność radzenia sobie z problemami, wyciąganie na własną rękę wniosków z tego, co robi przeciwnik, jak układa się mecz, było jednym z kluczowych znamion tenisowego talentu.
To wszystko prawda, ale z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że już od dawna te twarde zasady sędziowie egzekwowali wybiórczo, raczej niechętnie, bo zwykle był to pretekst do awantury na korcie.
Zawodnicy i trenerzy porozumiewali się za pomocą określonych gestów, podejrzewano o to także najlepszych, np. Rafaela Nadala, który miał wraz z wujkiem-trenerem Tonim opracować specjalny system znaków. Ostatnio najczęściej jako przykład formalnie niedozwolonego porozumiewania się wskazywano klan Tsitsipasów (Stefanos miał porozumiewać się z ojcem – trenerem).
W męskim tenisie pomimo tych nadużyć nie było dotychczas prób legalizacji porozumiewania się zawodników i trenerów podczas meczu. U kobiet – wprost przeciwnie, eksperymenty trwały w najlepsze. Już kilka lat temu pozwolono zawodniczkom, by raz w ciągu seta poprosiły trenera na kort. Do historii polskiego tenisa przeszła rozmowa Tomasza Wiktorowskiego z Agnieszką Radwańską podczas wygranego przez Polkę Finału WTA Tour 2015 w Singapurze („Ja wiem, że cierpisz, wiem, że cię boli, ale nie ma chwały bez cierpienia” – te słowa trenera wychwyciły mikrofony).