To bardzo oczekiwany debiut. 35-letni absolwent Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego i Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Andrzeja Wajdy jest twórcą świetnych przedstawień Teatru Telewizji („Skaza” Marzeny Brody, „Kolekcja” Harolda Pintera). „Tamagotchi” przygotowywał od kilku lat.
Zaczęło się od autentycznego ogłoszenia prasowego: „Mężczyzna, którego życie jest zagrożone, pilnie poszukuje kobiety, która może urodzić jego dziecko”. To właśnie ten niecodzienny anons zainspirował Marcina Wronę, Grażynę Trelę i Marka Pruchniewskiego do napisania scenariusza, który w ubiegłym roku dostał III nagrodę w międzynarodowej edycji konkursu Hartley-Merrill.
Odnoszący sukcesy zawodowy bokser w jednej z walk doznaje ciężkich obrażeń mózgu, które w każdej chwili mogą doprowadzić do śmierci. Nie decyduje się na trudną i bardzo ryzykowną operację, musi zakończyć karierę. Przede wszystkim zaś chce coś po sobie zostawić. Tym „czymś” ma być dziecko. Igor zaczyna szukać kandydatki na matkę wymarzonego potomka. Nic jednak nie wychodzi ani z jego odgrzewanych miłości, ani z nowych znajomości. A czas ucieka. Mężczyzna proponuje więc układ 19-letniej Wietnamce, którą spotyka na Stadionie Dziesięciolecia. On się z nią ożeni, zapewni polskie obywatelstwo i środki na godziwe życie, ona urodzi mu dziecko. Ale sprawy się komplikują. Niełatwo jest igrać z uczuciami, namiętnościami, miłością, odpowiedzialnością.
— Tytuł „Tamogotchi” nawiązuje do zabawki, popularnej zwłaszcza w Azji, przeznaczonej dla dzieci mających nauczyć się opiekować innymi — wyjaśnia Wrona. — Chcieliśmy opowiedzieć o wielu problemach naszej współczesności, choćby o wyborze między karierą a rodziną. Przede wszystkim jednak to film o dojrzewaniu do odpowiedzialności.
Zdjęcia zaczęły się 22 kwietnia. Za kamerą stanął Paweł Flis.