Plebiscyt zostanie w tym roku rozstrzygnięty po raz 12. Szybko stał się akcją bezsensowną, służącą wyłącznie tygodnikowi „TeleTydzień”, polskim celebrytom i celebrytkom, łowcom zdjęć i tanich sensacji w temacie: kto w czym, kto z kim, kto przed kim i kto pod kim. Organizatorzy, zapewne chcąc uniknąć nudy, zdecydowali się na szaleńczy krok i zapisali w regulaminie, iż zdobywcą statuetki można być tylko trzykrotnie.

Jaki efekt przyniosłoby podobne rozwiązanie w rywalizacji sportowej? Co by się stało, gdyby np. Lech Poznań tylko trzykrotnie mógł zostać piłkarskim mistrzem Polski? Dziś liderem byłby pewnie Płomień Płomieniowice. Podobnie rzecz ma się z plebiscytem. Aby tchnąć w niego życie wymyślono w tym roku nową kategorię: „Osobowość w rozrywce”.

Nominacji w konkursie jest zawsze pięć, trudno więc nie zauważyć, że organizatorzy przyjęli założenie, iż w rozrywce telewizyjnej znajdą aż pięć osobowości. Kogo znaleźli? Szymona Majewskiego i Krzysztofa Ibisza. Jakoś trzeba było tę dziurę załatać, więc dorzucono Katarzynę Cichopek (nominowana wspólnie z Ibiszem za prowadzenie „Jak oni śpiewają”), Cezarego Pazurę (głupawy teleturniej „Strzał w dziesiątkę”), Macieja Orłosia (smętny teleturniej „300 procent normy”) oraz Dodę.

Ta ostatnia może i jest osobowością, ale idąc tym tropem można by również nominować co drugiego chłopinę z reportaży o alkoholizmie. Przytomność umysłu zbliżona, a wulgaryzmy na pewno ciekawsze niż „Saleta, ciągnij fleta”.

Podobała mi się decyzja Kamila Durczoka, że nie chce współzawodnictwa pracy z Cichopek w plebiscycie Wiktorów. Ale wzburzenie celebrytów zagłuszyło inną kwestię: czy Cichopek w ogóle zasłużyła na nominację? Cóż, w tym środowisku każdy wie, że może być następnym do skreślenia. Durczok tam nie pasuje, bo zna swoją wartość.