W innej piosence Grzegorz Turnau słusznie wyjaśnia, że cisze wyborcze to tylko przerywniki, a to co naprawdę ważne, dzieje się pomiędzy nimi – w tzw. normalnym czasie: „Między ciszą a ciszą/Sprawy się kołyszą/I idą, i płyną/Póki nie przeminą”. Otóż to, sprawy i problemy kołyszą się, póki nie przeminą, a nie przeminą, póki my żyjemy. Klasyczna polityczna kołysanka.
Co ciekawe, w okresie „między ciszą a ciszą” kołyszą się dziś już nie tylko sprawy, ale i ludzie. Niech mnie ręka boska broni, bym cokolwiek złego napisał o Monice Olejnik, ale tak się ostatnio rozkołysała, że grzech nie zauważyć. Nie wiadomo czemu, nagle postanowiła zostać
Woodym Allenem w spódnicy. Otóż w jednym z ostatnich felietonów dla „Dziennika” pani Monika pisze tak: „Śmieszy mnie, gdy wynajmuje się aktorów do spotów politycznych. Jakby nie można było znaleźć swoich prawdziwych zwolenników”. A co z proszkami do prania, batonami, Radiem Zet, „Dziełami wybranymi” Michnika promowanymi przez Wojciecha Waglewskiego, a podobno i Wisławę Szymborską (to nie dowcip, żałuję).
Wszystko może być sztuczne, tylko partie mają kręcić reportaże z ulicy? Bo spoty panią Monikę śmieszą. Nawet złoszczą. A już najbardziej ten, w którym aktorka wciela się w przeciwniczkę Platformy, choć wcześniej wcielała się w jej zwolenniczkę.
Najlepsza reżyserka wśród dziennikarek pisze tak: „Nie wróżę Annie Cugier-Kotka wielkiej kariery aktorskiej. Widziałam ją w rozmowie z reporterami TVN 24, podczas której była szalenie nienaturalna i sprawiała wrażenie osoby, która nie wie, jak odpowiedzieć na pytania. Widocznie potrafi mówić jedynie wtedy, gdy wszystko ma na kartce”.