Filmowi towarzyszy niezwykłe napięcie: oglądamy gwiazdora na chwilę przed powrotem do wielkości. Króla rozrywki, który zamierza jeszcze raz zachwycić świat i zejść ze sceny fetowany. Jackson próbuje dopisać lepsze zakończenie swojego życia. Angażuje się, pracuje intensywnie, ale z uśmiechem. Nie wie, że nie zdąży. Przygotowuje widowisko, które – tego by chciał – zatrze jego upadek, unieważni lata krytyki, procesy, obelgi i kpiny. Udowodni, że nie jest dziwakiem, zdeformowanym operacjami plastycznymi tabloidowym monstrum, ale artystą genialnie muzykalnym, jedynym w swoim rodzaju i niedoścignionym. Jest blisko, coraz bliżej...
Kenny Ortega, współtwórca serii koncertów „This Is It”, którymi Jackson miał przypomnieć swój talent i wyjść z potężnych długów, dokumentował próby. Zarejestrował kilkanaście dni w Staples Center w Los Angeles, gdzie gwiazdor, muzycy i tancerze budowali show. Koncerty miały odbyć się w Londynie latem 2009 roku, fani wykupili wszystkie bilety na pniu.Z tego, co udało się nakręcić, Ortega zmontował „This Is It”. To film podwójny: pokazujący fakty – ostatnie dni idola oraz mity, niespełnione obietnice. Dokument jeszcze przed premierą stał się częścią popkulturowej baśni o Jacksonie, jednym z aktów żałobnego widowiska. Film miał gorących wyznawców i zaciekłych wrogów. Jedni uznali go za testament muzyka, inni oburzali się, że idealizuje jego wizerunek. Podobnie jak śmierć Monroe czy Presleya, ta również została otoczona atmosferą tajemnicy i podejrzliwości. Rekonstrukcją zdarzeń zajmuje się sąd. Dotąd ustalił, że muzyk zmarł w wyniku przyjęcia środka anestezjologicznego, który podał mu lekarz. Co zdarzyło się wcześniej? „This Is It” to jedyna prawda o ostatnich chwilach Jacksona, jaką dziś znamy.
Film stanowi zaskakujące świadectwo jego witalności i szczęścia. Król popu jest sprawny, podniecony, pochłonięty tworzeniem. Nie przypomina kalekiej kukły, snującej się w piżamie i satynowej masce, pchanej na wózku inwalidzkim. Przychodzi na próby z odsłoniętą twarzą, odprężony, więcej – pewny siebie. To on tu rządzi. Jest uprzejmy, chętny do współpracy, ale czuć wyraźnie, że widowisko należy do niego. Dyskutuje z dźwiękowcami, z ręką w kieszeni, żując gumę podrzuca im pomysły i uwagi. Pozostał błyskotliwym muzykiem, obdarzonym niezwykłą intuicją i wyczuciem. Dąży do perfekcji: słyszy fałszywe nuty, wyrzuca z utworów wszystko, co zbędne. Koryguje muzyków, a oni słuchają z uwagą: nie dlatego, by się przypodobać gwiazdorowi. Są pod wrażeniem jego precyzji, zawodowstwa. W drugiej części filmu Ortega zrezygnował z dynamicznego montażu – pokazuje całe utwory, zaśpiewane i zatańczone przez Jacksona. Te dłużyzny są potrzebne jako dowód w sprawie. Michael Jackson z „This Is It” to człowiek w pełni sił, uskrzydlony muzyką. Chłopiec, który z radością wraca do przerwanej zabawy.
[i]Michael Jackson: This Is It, HBO | 20.10 | NIEDZIELA, ŚRODA[/i]