Opowieść o Friedzie Caplan zaczyna się banalnie. Urodzona w 1923 roku w Los Angeles w rodzinie z klasy średniej, skończyła studia, wyszła za mąż, urodziła pierwszą córeczkę. I wtedy zaczęła się jej właściwa historia. Podjęła pracę biurową w spożywczej firmie wujostwa.
- Kiedy przyjmowałam pieniądze, pytałam klientów, czy chcą kupić grzyby – wspomina Frieda. - Wtedy uważano je za smakołyk. Większość nie chciała, ale odpowiedziała sieć sklepów. Rozmówca chciał wykorzystać grzyby w reklamie na święto Dziękczynienia. Po tygodniu złożył gigantyczne zamówienie. Obdzwoniłam wszystkich hodowców grzybów, ale wyprzedali grzyby. Wsiadłam więc do mojego kombiaka, z córeczką w becie.
Udało się. Znalazła towar, którego szukała.
- Zaczęliśmy sprowadzać inne towary specjalistyczne, na przykład mango – wspomina następny etap pracy. - Wtedy były rzadkością, tak jak czerwone grapefruity.
Założyła własną firmę, choć były to czasy, w których kobiety nie zajmowały się jeszcze taką działalnością. Ale Frieda problemów nie dostrzegała, tylko je – rozwiązywała. Jako zwolenniczka przekraczania barier, po półrocznych poszukiwaniach podjętych na zamówienie klienta, znalazła wreszcie „chiński agrest”. Zmieniła mu nazwę na kiwi.