Chcę być dobrym rzemieślnikiem

Bycie artystą w moim przypadku sprowadza się do wyboru tematów i opowiadania o emocjach, które mnie dotykają. Gdybym chciał wyłącznie robić pieniądze, zająłbym się pewnie handlem

Aktualizacja: 29.02.2008 05:17 Publikacja: 28.02.2008 18:27

Chcę być dobrym rzemieślnikiem

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Realizację trzeciej serii „PitBulla” poprzedziły badania opinii. Widać, że dyplom socjologa przydaje się w zawodzie reżysera.

Patryk Vega:

Telewizja jest w jakimś sensie inżynierią, tzn. do pewnego stopnia jesteśmy w stanie zaplanować czy też przewidzieć reakcję publiczności, a w rezultacie stworzyć produkt, który zaspokoi zapotrzebowanie widowni. Na świecie takie badania rynku w branży telewizyjnej są od dawna powszechnie stosowane, u nas dopiero raczkują. Poddawany ocenie jest dosłownie każdy element serialu: od poszczególnych aktorów po alternatywne zakończenia.

Czyli mamy prostą receptę na serialowy sukces...

To by było zbyt piękne. Prostej recepty nie ma, ale istnieją pewne wskazówki, parametry, które pozwalają trochę zredukować ryzyko i wyeliminować błędy. Jeśli uzyskuję w badaniach odpowiedź, że widzowie chcą np. więcej humoru albo polubili któregoś bohatera, jestem w stanie na to zareagować.

Co wynika z badań polskiego rynku serialowego?

Generalna konkluzja jest taka, że widz ma przesyt plastikowych, przeestetyzowanych produkcji i spora część widowni chciałaby obejrzeć coś prawdziwego, bliskiego życiu, mocniej angażującego emocje. Na jednym biegunie są np. „Kryminalni”, w których bohaterowie są piękni i szlachetni, na drugim — „PitBull”, serial na granicy ultrarealizmu, który pokazuje świat brutalny i ludzi poddawanych działaniu skrajnych emocji.

Mówi pan o ultrarealizmie. Takiego sposobu patrzenia i opowiadania o policji nauczył się pan, realizując policyjne dokumenty?

Mając 19 lat, napisałem pierwszy scenariusz, który był zwykłą kalką amerykańskich produkcji i opowiadał o pojedynku zawodowego zabójcy z seryjnym mordercą. Chciałem sprawdzić jakiś drobny szczegół ze scenariusza i poszedłem do Pałacu Mostowskich. Akurat była przesłuchiwana matka podejrzana o utopienie dziecka w Wiśle. To, czego byłem świadkiem, wystarczyło, żebym swój scenariusz od razu wyrzucił do kosza. Zobaczyłem coś, czego nigdy w żadnym filmie kryminalnym nie widziałem. Ponieważ było zapotrzebowanie na film dokumentalny, od takiego zacząłem. „Prawdziwe psy” pokazały, że w polskiej telewizji istnieje niezagospodarowana nisza, właśnie gatunek policyjny.

Porzucił go pan jednak i nakręcił kinowego „PitBulla”.

Robiąc dokumenty, często miałem materiał, który na drugi dzień kasowałem, bo nie mógłbym go wykorzystać, nie szkodząc moim bohaterom. Praca w wydziale zabójstw jest specyficzna, policjanci często muszą działać na granicy prawa. Stąd wziął się u mnie niedosyt — paradoksalnie przez „prawdziwy” dokument nie mogłem przekazać w całości prawdy o policji. Tak narodził się pomysł „PitBulla”. Robiąc wersję serialową i jej kolejne części, postawiłem sobie za punkt honoru, żeby każda z nich była lepsza od poprzedniej. W pierwszej pokazaliśmy, że w gatunku policyjnym ważniejsi od intrygi kryminalnej mogą być ludzie i ich historie, w drugiej postawiliśmy na tempo opowiadania, w jednym odcinku mieliśmy po kilka zagadek kryminalnych. W trzeciej „otworzyliśmy się” na inne sprawy, nie tylko zabójstwa, i na małe miejscowości — wyszliśmy poza Warszawę. „PitBull” dzięki rzetelnej dokumentacji odkrył nie tylko inną twarz policji, ale też drugie dno spraw, o których można było słyszeć w telewizji czy przeczytać w gazetach. Kino na świecie zmierza w dwóch kierunkach — z jednej strony mamy do czynienia z kinem fantasy typu „Władca pierścieni”, z drugiej — z fabułą, która coraz bardziej się zbliża do dokumentu. Nowoczesna telewizja łamie gatunki, miesza je. Dla mnie bardzo ważne jest czerpanie z rzeczywistości, obcowanie z prawdziwym człowiekiem i wyłuskiwanie prawdziwych historii. Wszystkie moje projekty są oparte na autentycznych sytuacjach i wydarzeniach.

Jako socjolog mówi pan, że publiczność chce oglądać filmy kryminalne. Czy jako artyście wystarcza panu robienie filmu pod publikę?

Kinowego „PitBulla” robiłem w jakimś sensie dla siebie i dla policjantów, z którymi spędziłem cztery lata, dokumentując ich pracę, przeżywając razem z nimi różne trudne sytuacje. Chciałem opowiedzieć o tym, co mnie dotknęło. Nie mam jednak złudzeń: filmy są zbyt drogą zabawką, żeby robić je wyłącznie dla siebie. Poza tym ogromną frajdę daje świadomość, że zobaczy je publiczność. Wychodząc z założenia, że telewizja jest przemysłem, który przede wszystkim ma przynosić pieniądze, postanowiłem być dobrym rzemieślnikiem. Pomyślałem, że jeśli przy okazji się okaże, że mam talent — to super. Jeśli nie, chcę być zawodowcem, który potrafi sprawnie realizować filmy i seriale. Nakręciłem „Twarzą w twarz” — melodramat sensacyjny będący zdecydowanie odpowiedzią na zapotrzebowanie publiczności. Przecież nic się nie sprzedaje lepiej niż miłość i przemoc. Serial podobał się, odniósł sukces. Bycie artystą w moim przypadku sprowadza się do wyboru tematów i opowiadania o emocjach, które mnie dotykają. Gdybym chciał wyłącznie robić pieniądze, zająłbym się pewnie handlem. Mój zawód pozwala mi łączyć zarabianie pieniędzy z rozwijaniem pasji.

Powiedział pan w jednym z wywiadów, że branża filmowa „to najbardziej wredny i agresywny biznes”. A jednak właśnie taki zawód pan wybrał.

Bo pasjonuje mnie robienie kina. Nie poszedłem na dziennikarstwo i socjologię, żeby być dziennikarzem albo socjologiem. Na dziennikarstwie chciałem nauczyć się pisania, socjologia (kierunek: media i komunikowanie społeczne) otworzyła mi głowę na mechanizmy, jakimi rządzą się telewizja i kino. Wyszedłem z założenia, że skoro jestem samoukiem, wolę się uczyć robienia filmów na planie, niż poświęcić pięć lat na coś, co — jak sądzę — jest do przekazania w trzy miesiące. Ponieważ reżyser jest w gruncie rzeczy zawodowym dyletantem, który powinien się znać po trochu na wszystkim, uznałem, że potrzebne mi jest rzetelne wykształcenie humanistyczne.

Pracuje pan aktualnie nad sześcioma projektami, m.in. „Worem w zakonie”, filmem i serialem o rosyjskiej mafii, oraz ekranizacją poczytnych kryminałów Marka Krajewskiego. Dosyć dużo naraz.

Mój plan życiowy jest taki: przez najbliższe trzy, cztery lata bardzo intensywnie popracować, a potem odcinać kupony i robić jeden film rocznie. Kiedyś nawet praca równolegle nad dwoma projektami była dla mnie trudna do pomyślenia, teraz nauczyłem się błyskawicznie wyskakiwać z różnych filmowych światów. Nie przeszkadza mi, że rano zajmuję się filmem o mafii, a wieczorem spotykam się z zespołem i pracujemy nad komedią. Ten zawód jest właśnie dlatego cudowny, że stale można się uczyć. Nie da się powiedzieć „zrobiłem najlepszy film i wszystko już umiem”. Cały czas można się rozwijać. Czuję się tak, jakbym z każdym rokiem miał lepszy procesor w głowie.

Żadnych minusów?

Ponieważ dość wcześnie, bo w wieku 13 lat, zacząłem pracować, mam wrażenie, że przegapiłem młodość. Nie miałem takiego jak inni rówieśnicy okresu beztroski, chodzenia do pubów, na imprezy. I to jest cena. Dopiero teraz zaczynam korzystać z życia, bawić się.

Lubi pan opowiadać o swojej limuzynie, o jaguarze. Prawie jak w Hollywood. Nie boi się pan kpin?

Nie, bo niczego nie udaję. Wydaje mi się raczej, że udawałem przez wiele poprzednich lat. Z różnych powodów, przede wszystkim po to, żeby zostać zaakceptowanym. Polska jest krajem, gdzie wszyscy cię uwielbiają, gdy poniesiesz porażkę. Pocieszają, współczują. Panuje kult przegranej i umartwiania się. Sukces jest bardzo niemile widziany. Ale ja nie uważam, że odniosłem sukces. Ostrożnie traktuję pochwały, nie dam zrobić z siebie króla Zanzibaru. Wolę sobie stawiać wyzwania, zamiast się cieszyć, że coś mi wychodzi. Wymyślanie marzeń jest dla mnie nawet ważniejsze, niż ich spełnianie. Marzenia dają napęd do działania. Tak jest z samochodami. Jeśli wymyśliłem sobie, że chcę kupić bugatti za milion dwieście tysięcy euro, to znaczy, że czeka mnie kilka lat ciężkiej pracy...

Powiedział pan, że chce w przyszłości robić jeden film w roku. Ambitny czy kasowy?

Jeden film rocznie to nie jest mało, można się dobrze przygotować, dać z siebie maksymalnie dużo. Nie wiem, co będzie za pięć lat i jakie plany uda się zrealizować. Mając 18 lat, nie planowałem, że będę miał własne studio producenckie, zmusiły mnie do tego okoliczności, chciałem mieć większą kontrolę nad swoimi filmami. Chodzi raczej o to, że chcę się nieustannie rozwijać. Stanie w miejscu mnie nudzi i potwornie spala. Potrzebuję nowych wyzwań. Za pięć lat też tak będę myślał, tego jestem pewien.

Felietony promujące trzecią serię „PitBulla” według scenariusza Patryka Vegi w TVP 2 (piątek, godz. 22.35, sobota, godz. 21.00, niedziela, godz. 22.00)

Urodził się w Warszawie. Ma 31 lat. Zmienił swoje prawdziwe nazwisko Krzemieniecki na Vega z myślą o międzynarodowej karierze. W dzieciństwie od zabaw na podwórku wolał filmy i komputer. Pierwszy raz w branży telewizyjnej zaistniał jako nastolatek – wymyślił czołówkę do programu „5–10–15”. Ukończył socjologię i podyplomowe studia w Szkole Reportażu Marka Millera. Zawodu filmowca uczył się na planie filmowym. Napisał scenariusz serialu „Pierwszy milion” (reż. Waldemar Dziki), był pomysłodawcą i współtwórcą seriali dokumentalnych o policji „Prawdziwe psy” (2001) oraz „Taśmy grozy” (2002) – oba dla TVP 1. W 2005 r. do kin trafił jego debiut fabularny – opowiadający o grupie policjantów z wydziału zabójstw „PitBull”. Serial pod tym samym tytułem miał premierę również w 2005 r. Vega ma też na koncie serial „Twarzą w twarz” (TVN) – melodramat kryminalny z Pawłem Małaszyńskim i Magdaleną Walach w głównych rolach.

Aktualnie pracuje nad filmem i serialem o mafii rosyjskiej „Wor w zakonie” oraz ekranizacją poczytnych kryminałów Marka Krajewskiego, w planach ma też m.in. komedię „Bernard X” i serial katastroficzny o powodzi – „Nawiedzeni”.

Niedawno założył własne studio filmowe Magic Hour. 9 marca TVP 2 rozpocznie emisję trzeciej serii „PitBulla”.

Z Patrykiem Vegą rozmawia Agnieszka Kwiecień

Realizację trzeciej serii „PitBulla” poprzedziły badania opinii. Widać, że dyplom socjologa przydaje się w zawodzie reżysera.

Patryk Vega:

Pozostało 99% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu