Z małym ekranem łączy mnie trudna miłość. Należę do pokolenia, któremu telewizja towarzyszy właściwie od początku. Jestem więc ofiarą „Czterech pancernych”, Klosa, „Czarnych chmur” i wielu ówczesnych seriali, które nie sposób było pominąć. Kiedy zacząłem wkraczać w dorosłość, bardziej szorstko zacząłem traktować to medium. Więcej czasu spędzałem poza domem, poświęcałem się muzyce. W tej chwili mam tylko cztery programy telewizyjne. A i tak nie zawsze znajduję czas, by je oglądać.

Mając kablówkę, późny wieczór w piątek spędziłbym z TVP Kultura. Poleciłbym przede wszystkim koncert Amy Winehouse o godz. 23.10. Rzecz nie wymaga uzasadnienia. Angielska wokalistka soul, jazz i R&B oraz autorka tekstów piosenek jest dziś po Billy Holiday i Ninie Simone najbardziej rozpoznawalnym głosem świata. Każdy jej występ to balsam na moją duszę i ciało. Po koncercie o godz. 0.05 obejrzałbym „Wierność” Andrzeja Żuławskiego. Tego reżysera cenię od lat, jego filmy zawsze robią na mnie duże wrażenie. Dziwię się, dlaczego w Polsce jest niedoceniany.

Gdybym miał wolny sobotni wieczór, w TVP 1 obejrzałbym „GoldenEye” (godz. 20.20), kolejny odcinek przygód Jamesa Bonda. Spośród wszystkich odtwórców agenta 007 bardzo cenię obecnego, czyli dość ekscentrycznego Daniela Craiga, myślę jednak, że najlepszym był zdecydowanie Roger Moore, który wystąpił w aż siedmiu filmach. W sobotnim odcinku gra Pierce Brosnan, więc myślę, że po godzinie przełączę na TVP Polonia, by obejrzeć „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego (godz. 21.20).

W poniedziałek na TVP Kultura chętnie zobaczyłbym „Krajobraz po bitwie” Andrzeja Wajdy (godz. 20.00). Uwielbiam w tym filmie Stanisławę Celińską, piękną, niezwykle seksowną, po prostu niebywałą. I bardzo ciekawą rolę Daniela Olbrychskiego. Na pożegnanie wybrałbym „Wiek niewinności” Martina Scorsese (TVP Kultura, godz. 14.55) – epicki fresk z Michelle Pfeiffer i Danielem Day Lewisem.