[wyimek][link=http://blog.rp.pl/feusette/2010/03/22/155/]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]
O tym, że jesteśmy serialomaniakami, wiemy od kilku sezonów. Pokochaliśmy doktora House'a i superfajnych chirurgów, pasjonują nas kryminalne zagadki Miami, Las Vegas i Nowego Jorku, z zapartym tchem śledzimy gotowe na wszystko w wielkim mieście.
Ale w skrytości ducha zdajemy sobie sprawę, że to nie nasze życie, nie nasz cyrk i małpy nie nasze. Polski telewidz chce polskiego serialu, polskich aktorek i aktorów, polskich krajobrazów i problemów. Ale czy chcieć, to mieć?
Za oknami prawie wiosna, więc na małym ekranie wysyp polskich prawie seriali. Osiem nowych tytułów, trzy w Dwójce, jeden w Jedynce, po dwa w TVN i Polsacie. Bohaterkami aż czterech są młode kobiety.
W sielankowej do znudzenia, choć emitowanej o najatrakcyjniejszej porze, "Blondynce" (TVP 1) pani weterynarz (ładna, ale bardzo męcząca się z rolą Julia Pietrucha), w "Nowej" (TVP 2) oficer śledcza (udany debiut Justyny Schneider), w "Hotelu 52" (Polsat) nowa właścicielka eleganckiego hotelu (zaskakująco autentyczna Laura Samojłowicz), a w "Przeznaczeniu" (także Polsat) kolejna oficer śledcza (świetna Magdalena Nieć, jeden z nielicznych jasnych punktów serialowej wiosny).