80 lat temu, 5 stycznia 1933 roku, rozpoczęto budowę Mostu Golden Gate w San Francisco
Trudno wyobrazić sobie miejski pejzaż San Francisco bez niego w tle. Jest tak sławny jak nowojorska Statua Wolności. Jego popularność utrwaliły kino i literatura. Od chwili otwarcia w 1937 roku uchodzi za szczytowe osiągnięcie w dziedzinie inżynierii.
Jednak Golden Gate ma także mroczną legendę. Nie posiada żadnych zabezpieczeń, które utrudniałyby samobójczy krok. Wystarczy przejść przez barierkę i skoczyć. Uwodzi wizją pięknej, romantycznej śmierci, która uwalnia od cierpienia i daje poczucie nieograniczonej wolności.
Tymczasem spadające z ponad 200 metrów ciało osiąga prędkość 200 kilometrów na godzinę. Zderzenie z taflą wody przypomina więc uderzenie rozpędzonego bolidu w betonowy blok. To pewna, tyle że niebywale bolesna śmierć.
– Ten most zwodzi i przyciąga – mówi jedna z bohaterek dokumentu „Most samobójców", której przyjaciel zabił się, skacząc z Golden Gate w 2004 roku. – Jego oddziaływanie na wyobraźnię samobójców można porównać do romansu alkoholika z butelką. Pierwszy łyk jest wspaniały, ale każdy następny to droga przez piekło.