Autorka zgromadziła fragmenty programów telewizyjnych i radiowych sprzed 41 lat, artykuły prasowe, relacje z rozmaitych zebrań i posiedzeń. Wszystkie te starannie zebrane materiały ogląda i komentuje Adam Michnik. – Mieliśmy wtedy po 22 lata, całe życie było przed nami i chcieliśmy żyć według tej miary, którą wyznaczał nam Holoubek w Wielkiej Improwizacji w Mickiewiczowskich „Dziadach” – wspomina. Ale
30 stycznia 1968 roku zdjęto z afisza Teatru Narodowego spektakl wyreżyserowany przez Kazimierza Dejmka. – „Dziady” zostały zakazane, bo w złych momentach były przez nas oklaskiwane – ironizuje Michnik. To był początek dramatycznych wydarzeń, które dalej toczyły się na ulicach stolicy. W swoim słynnym wystąpieniu I sekretarz KC Władysław Gomułka mówił, że obywatel Polski powinien mieć tylko jedną ojczyznę – Polskę Ludową. To było wezwanie do polityki antysemickiej.
Tymczasem na uroczystym balu sylwestrowym witającym nowy 1969 rok, w którym uczestniczył Gomułka, kamera uwieczniła zadowolone twarze zgromadzonych, jakby z innej rzeczywistości. – Jest ta Polska, która baluje u Gomułki i ta, która oklaskuje Mickiewicza – komentuje Michnik. – I te dwie Polski nie mogły ze sobą żyć w zgodzie. Musiało dojść do zderzenia.
Na archiwaliach pokazujących tłumy młodych ludzi cisnących się na koncert Rolling Stonesów w Sali Kongresowej, widać entuzjazm całkiem inny niż młodzieży uczestniczącej w partyjnych zjazdach aktywistów. – Stonesów można było lubić albo nie, ale to był świat prawdziwych reakcji. I ten drugi drętwy, nieszczęsny świat polskich i radzieckich komsomolców, gdzie nędzni nieudacznicy, nieutalentowani karierowicze muszą udawać kogoś, kim nie są. Jedno co przykre, że było tam, w propagandzie, tyle ładnych dziewczyn, niepotrzebnie, niepotrzebnie... – zżyma się narrator filmu.
Adam Michnik przyznaje, że wiele materiałów ogląda po raz pierwszy, bo kiedy były emitowane, siedział w więzieniu. Pokazuje, na czym polegały działania ówczesnej propagandy – prezenterów czytających o sprawach politycznych słowo w słowo z kartek, a nawet anonimowych ludzi odczytujących cudze zdania jako swoje. Na wielu kadrach, także na filmach SB kręconych ukrytą kamerą, odnajduje kolegów i przyjaciół – Jacka Kuronia, Karola Modzelewskiego, Leszka Kołakowskiego. – Najważniejsze było, że moje pokolenie powiedziało: nie – ocenia po latach. – Pokazało komunistom gest Kozakiewicza. To było wyplucie knebla.