Podobnie jak w swych wcześniejszych filmach, również w „Barton Finku” bawią się w mnożenie i doprowadzanie do absurdu okrucieństwa i okropności, tworząc niezwykłą mieszankę komedii, satyry i czarnego kryminału.
Jest rok 1941. Przed młodym dramaturgiem Bartonem Finkiem (John Turturro) wszystkie drzwi wydają się stawać otworem. Po sukcesie jego sztuki na Broadwayu szef wielkiego studia filmowego (Michael Lerner) ściąga go do Hollywood, by pisał dla niego scenariusze.
Na początek nowojorski intelektualista musi napisać coś o zapasach. Na ten czas wprowadza się do hotelu, gdzie wszystko jest dziwaczne i podejrzane. Od upiornego personelu, odklejającej się tapety, starego klekoczącego wiatraka, okna, którego nie sposób otworzyć, po hałasującego sąsiada (John Goodman).
Wszystko to nie nastraja do twórczej pracy. Ale wielogodzinne ślęczenie nad pustą kartką w takim otoczeniu to nic wobec tego, co nastąpi. Wkrótce los zetknie go z seksem i śmiercią, a jego życie stanie się sennym koszmarem.
Piątek | Barton Fink