Zobaczymy filmy m. in.: Łukasza Barczyka (ur. 1974), Xawerego Żuławskiego (ur. 1971) i Małgorzaty Szumowskiej (ur. 1971). Ich kariery dobrze obrazują charakter zmian zachodzących w polskim kinie. Nowe pokolenie reżyserów nie realizuje wspólnego programu artystycznego. Są różni, ale łączy ich jedno – wszyscy postanowili mówić własnym głosem.
Jednym z pierwszych był właśnie Barczyk, który w 2000 roku wywołał w Gdyni poruszenie skromnym „Patrzę na ciebie, Marysiu”. Opowieść o związku 30-latków znakomicie oddawała lęki, niepokoje, ale także nadzieje ludzi wchodzących w dorosłość. Z kolei w „Przemianach”, które przypomni Jedynka, zainspirowany twórczością Ingmara Bergmana reżyser pokazuje, jak skomplikowane, podszyte agresją, a zarazem cierpieniem, mogą być relacje rodzinne. Eksperymentując z formą, obnaża pierwotne instynkty drzemiące w człowieku. Jego kino staje się coraz bardziej oniryczne, czego dowodem jest także pokazywany rok temu na ekranach „Nieruchomy poruszyciel”.
[srodtytul]Giną kolejne światy[/srodtytul]
Xawery Żuławski długo czekał na debiut, ale jego „Chaos” (2006) – tak jak wcześniej obraz Barczyka – zwiastował narodziny talentu. Żuławski uwielbia komiksową stylistykę, a klasyczny podział na gatunki filmowe dla niego nie istnieje. Jego twórczość jest szalonym miszmaszem stylów i konwencji, co dobrze oddaje sposób, w jaki reżyser postrzega świat. W „Chaosie”, zgodnie z tytułem, rzeczywistością rządzi bezład. Bohaterowie opowieści – przyrodni bracia: punk, dresiarz i prawnik z korporacji – chcą odnieść sukces na miarę własnych aspiracji i być szczęśliwi. Ale nie mają szans. Wyszli z rodziny pełnej urazów i konfliktów. Bez autorytetów czują się zagubieni. Każdy błąd lub drobne potknięcie będzie ich drogo kosztować. Świat w „Chaosie” przypomina śmietnik zużytych symboli i idei. Podobnie reżyser pokazał Polskę w adaptacji powieści Doroty Masłowskiej „Wojna polsko-ruska” (2009), która otrzymała na ostatnim festiwalu w Gdyni Srebrne Lwy.
Gwiazdą nowego pokolenia reżyserów jest Małgorzata Szumowska (ur. 1973). Zwróciła na siebie uwagę filmem „Szczęśliwy człowiek” (2000). Następne było „Ono” (2004) – piękna, choć zbyt idealistyczna opowieść o doświadczeniu macierzyństwa. Ale dopiero „33 sceny z życia” (2008) pokazały w pełni skalę jej talentu. Inspirowana faktami z życia reżyserki historia trzydziestokilkuletniej fotografki, w której bezpieczny świat wdziera się śmierć, zdobyła nagrodę specjalną jury na festiwalu w Locarno. Jeden z zachodnich krytyków napisał wówczas: „To film o ostatecznej utracie dzieciństwa, o końcu pewnej epoki w życiu i strachu, który się z tym wiąże. Giną kolejne nasze światy: dzieciństwo – to prawdziwe, potem to trochę bardziej dojrzałe, później zostajemy rodzicami, a na końcu opuszczają nas nasze dzieci. Mamy mężów i kochanków, którzy też znikają”.