TVN 24 daje materiał o tym, że zaprzysiężenie Bronisława Komorowskiego odbędzie się bez pompy. Na marginesie – warto zapytać, co w takim razie ma mieć pompę, jeśli nie taka uroczystość? Ale dziennikarzowi pytanie to nie pasowałoby do pięknej i wzruszającej tezy, więc woli zestawiać skromność prezydenta z defiladami w Korei Północnej. „No, cóż – powie szczęśliwy, że mu się wszystko ładnie poskładało – nowa głowa państwa najwyraźniej jest nie od parady”.

Pełna zgoda, od parady są inni. Można zrozumieć, gdy Radosław Sikorski wpada na pomysł akcji „PPwDP” (Portrety Prezydenta w Dyplomatycznych Placówkach). Gdyby to on wygrał prawybory, pewnie mielibyśmy już prezydencką podobiznę wykutą w Giewoncie. Ale jak zrozumieć dziennikarzy, którzy kręcą materiały rodem z Barei? Znowu TVN24. Przed kamerą pani mieszkająca nieopodal Pałacu Prezydenckiego, w średnim wieku i rozeznaniu, męczy się okropnie, bo zapomniała, co chce powiedzieć. „Naturalnie, że dobrze, bardzo dobrze mieć prezydenta za sąsiada. Yyy... Mamy poczucie bezpieczeństwa, ochrony i w ogóle same superlatywy”.

Ale i większe sławy nadal tkwią po uszy w kampanii. Marek Kondrat uznał np., że pociąg artystów do władzy nie może odjechać bez niego. Wysiadł więc na Przystanku Woodstock naprzeciw młodzieży, a pamięta jeszcze ze szkoły, że takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie, i wyrecytował: „Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno. Jeżeli będziemy zadowoleni z życia, to Polska też na tym zyska”.

Trochę to dziwne, bo nawet Bronisław Komorowski podkreślał, że zgadza się z oczywistą oczywistością zawartą w haśle prezesa PiS, a potem obaj podpisali się pod wspólnym: „Zgoda buduje, bo Polska jest najważniejsza”. Kondrat najwyraźniej to przegapił. Szkoda, że próbuje niszczyć patriotyzm młodych w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, kiedy we wszystkich telewizjach mówi się o ludziach takich, jak 15-letnia Dewajtis, która w sierpniu’44 nie myślała o własnym życiu i dziś jest w podręcznikach. Albo gwiazdor bankowej promocji nie zorientował się, że jest już po wyborach, albo naprawdę uważa, że jego życie jest ważniejsze od Polski. Być może to skutek tabloidowych wyliczeń, według których za udział w reklamie mógłby dziś wziąć nawet milion złotych. Umarł Konrad, narodził się Kondrat. Nazywa się Milijon, bo za milijony kocha i czerpie kapuchę.

[link=http://blog.rp.pl/feusette]blog.rp.pl/feusette[/link]