Film Jamesa Marsha rekonstruuje wydarzenia sprzed lat. Konfrontuje je ze wspomnieniami uczestników. Emocjonalna opowieść głównego bohatera Philippe Petita przypomina chwilami teatralny monodram. Niepewność co do powodzenia akcji, sprawia, że dokument zamienia się w trzymający w napięciu dreszczowiec. Oglądając go, trudno uwierzyć, że przedstawione fakty naprawdę miały miejsce.
Francuz Philippe Petit (rocznik 1949) jest linoskoczkiem amatorem. Wspomina, że od dziecka uwielbiał się wspinać. – Usłyszałem o linoskoczkach – opowiada. – Pomyślałem: to nic trudnego. Mogę to zrobić.
Gdy miał 17 lat, zobaczył w gazecie projekt World Trade Center. Budynek istniał wtedy tylko na papierze, ale Petit postanowił w przyszłości go zdobyć.
– Marzyłem o zawojowaniu nowych scen – wspomina. W 1971 roku rozciągnął linę między wieżami katedry Notre Dame. W kościele trwała msza, a on przechadzał się bez zabezpieczenia kilkadziesiąt metrów nad ziemią. W 1973 roku „zaatakował" most w Sydney. Spacerował po linie między jego pylonami. Oba występy – paryski i australijski – zakończyły się interwencją policji i aresztowaniem Petita. Ale mężczyzna konsekwentnie zbliżał się do realizacji najbardziej ambitnego planu. W 1974 roku postanowił rozpiąć linę między bliźniaczymi budynkami WTC. Oficjalne otwarcie wież nastąpiło 4 kwietnia 1973 r. Nieco ponad rok później Petit był na ich szczycie.
Wyczyn poprzedziły miesiące przygotowań. Ekipa Petita musiała wymyślić, w jaki sposób przechytrzyć strażników, dostać się na dach, wnieść sprzęt. Wyzwaniem było opracowanie sposobu mocowania liny, a także metody przerzucenia liny z jednej wieży na drugą. Zespół brał pod uwagę wykorzystanie małego samolotu sterowanego radiem. W końcu jednak połączono oba budynki 60 metrową stalową liną przy użyciu strzały i łuku. W mglisty poranek 7 sierpnia 1974 roku Petit bez żadnych zabezpieczeń osiem razy przeszedł między wieżami. Podziwiał go tłum nowojorczyków.